Gdyby liczby były towarami, to reklama przysporzona taką nazwą zagwarantowałaby ich wieczną niesprzedawalność.
Kto cierpliwie przeczyta moje uwagi aż do końca może dojdzie
do zaskakującego wniosku, że działania na owych „liczbach
zespolonych” tworzy się dużo naturalniej niż w przypadku
liczb „rzeczywistych”, czyli mogą być różne
„normalności”. Ale to, co tu opowiem, nie jest próbą
rewolucyjnego wywrócenia do góry nogami pojęć o liczbach.
Matematycy wiedzą o tym wszystkim doskonale (a przynajmniej powinni
wiedzieć) i jeśli w swoich książkach nie wprowadzają w ten sposób
arytmetyki liczb zespolonych to muszą ku temu mieć jakieś ważne
powody.
Zacznijmy od linii prostej, choćby dla przypomnienia pojęć. Z dodawaniem i odejmowaniem jej punktów nie ma kłopotów. Trzeba wybrać punkt zaczepienia czyli 0 („zero” to nazwa a nie prawo natury) i punkty a,b traktujemy jako strzałki („wektory”) zaczynające się w zerze, kończące się w owych punktach. Dodawanie to zestawianie ich stawiając początek drugiej strzałki na końcu pierwszej. Punkt, w którym skończyła się przestawiona druga strzałka nazywamy sumą a+b. Jeśli umówimy się, że -a to punkt tak odległy od zera jak a lecz „z drugiej strony zera” (nazwiemy go liczbą przeciwną do a) to odejmowanie liczb a-b wprowadzamy za pomocą dodawania:
„Geometryczne” mnożenie punktów prostej ma długą historię. Można ją zacząć od „twierdzenia Talesa”. O Talesie z Miletu wiemy, że istniał i być może wymyślił swoje twierdzenie. Ktoś z pewnością je wymyślił, więc czemu by nie nazywać go, jak to inni czynią, twierdzeniem Talesa.
Jego treść w gruncie rzeczy jest taka: oglądając płaszczyznę z daleka i z bliska widzimy odmiennie figury – ale stosunki między długościami ich części nie zmienią się. Możemy wyobrazić to sobie myśląc o oglądaniu figury „normalnie”, a potem przez lupę, ale bez zniekształceń.
Ale Tales nie miał lupy, a nieprecyzyjne wyrażenie „brak
zniekształceń” może doprowadzić do nieporozumień.
Pomysłowe pozbycie się tej trudności polega na przyjęciu,
że jeśli przekształcamy płaszczyznę, to linie proste pozostają
liniami prostymi, kąty nie zmieniają się a pary linii równoległych
nadal będą równoległymi. Na ogół przedstawia się to takim rysunkiem:
René Descartes wykorzystał ten pomysł tworząc „geometrię
analityczną”. Nastąpiło to dużo później, mniej więcej 2300
(słownie: dwa tysiące trzysta) lat po wymyśleniu twierdzenia
Talesa. Wbrew rozpowszechnionym przekonaniom, nie stworzył nowej
geometrii wprowadzając współrzędne punktów na płaszczyźnie i w przestrzeni,
bo to wymyślił z 1500 lat wcześniej Ptolomeusz z Aleksandrii.
Zasługą Descartesa było pokazanie, że mając dwa odcinki (oraz odcinek,
służący za jednostkę), dzięki twierdzeniu Talesa można
konstruować iloczyn i iloraz tych liczb. Zacznijmy od
iloczynu. Mając a,b i 1, buduje się x=ab –
ale trzeba wyjść poza prostą zawierającą te odcinki. To znaczy, że
geometryczna konstrukcja iloczynu liczb rzeczywistych nie jest wykonywana
na prostej rzeczywistej.
Dzielenie nie wymaga nowego obrazka, bo przepis jest oczywisty: dzielenie a/b jest mnożeniem ab-1, więc wystarczy skonstruować liczbę b-1. Jeśli mam 1 oraz b, to x=b-1 dostanę z proporcji x/1 = 1/b.
W owym cyklu odkryć Kartezjusza ważne też było stwierdzenie, że
wykorzystując podobieństwo trójkątów (czyli twierdzenie Talesa)
można skonstruować kwadratowy pierwiastek z liczby a.
Widać to na poniższym szkicu, spożytkowawszy dość oczywisty fakt,
że kąt oparty na średnicy okręgu jest prosty.
Historycy znajdują elementy rachunków wektorowych już w traktatach
starożytnej Grecji. Trudno by było więc przypisać te pomysły jednej
konkretnej osobie i z pewnością nie był wynalazcą tego narzędzia
Isaac Newton. Ale jego niesłychanie wpływowe
Matematyczne zasady naturalnej
filozofii, wydane w roku 1686, przedstawiły ideę równoległoboku
sumy sił już na początku książki (we wstępnej części
Aksjomaty, czyli prawa ruchu)
i język jest prawie współczesny nam, a choć dodanie wektora i jemu
przeciwnego nie jest narysowane, „Prawo III” to stwierdzenie,
że dla każdej „akcji” (czyli działania siły) istnieje równa
jej w wielkości lecz przeciwna w działaniu „reakcja”.
Dziś w modzie jest wprowadzenie tych pojęć bez odwoływania się do
znaczenia fizycznego, czyli wybieramy trzy punkty na płaszczyźnie,
tworzące dwie liczby (jeden punkt służy za 0) i dodajemy oraz
odejmujemy liczby z,w zgodnie z tym szkicem:
Równie dobrym ćwiczeniem jest przedstawienie sobie znaczenia
geometrycznego praw przemienności
i łączności dodawania: dla wszelkich
z, w, u z płaszczyzny zachodzi
(z + w) + u = z + (w + u) .
Minęło kolejnych 120 lat nim pewne dziwne rachunki objawiły
swoje znaczenie geometryczne jako mnożenie na płaszczyźnie. Nie
ma potrzeby przebiec wraz z wynalazcami z XIX wieku całej trudnej
drogi do sukcesu, dziś jest on łatwo dostępny jeśli użyjemy takiego
podejścia:
Ten drugi trójkąt ma trzy wierzchołki „przemnożone” przez w, więc można wyobrazić sobie, że jeśli odcinek od 0 do 1 jest podstawą pierwszego trójkąta, drugi ma za podstawę odcinek od 0 do w. Dlatego stosunek podobieństwa dwóch trójkątów ma wynosić |w| : 1.
Jak go skonstruować? Obróć trójkąt (0,1,z) tak,
by oparł się na półprostej zaczynającej się w 0,
skierowanej ku w, po czym rozciągnij (czy też skurcz) go tak,
by jego nową podstawą był odcinek od 0 do w.
Ćwiczenie: jaki jest kąt iloczynu, jeśli suma kątów przekroczyła pełen obrót? Oczywiście kąty mają kierunek, idą przeciwnie do wskazówek dawnych zegarów.
Niemiła niespodzianka z nazewnictwem: nie mówi się o kącie
między odcinkami 01 oraz 0z, ale o „argumencie
liczby z”, zapisanym jako
Arg(z). Tak więc musimy
pisać
Kolejny szkic pokazuje, że i dzielenie na płaszczyźnie jest
elementarną sprawą:
(Jeszcze jedno ćwiczenie: czy jest jakaś liczba na płaszczyźnie, przez którą nie da się dzielić innych?)
Wierzę, że sporządzenie szkiców ilustrujących przemienność i łączność mnożenia nie stanowiłoby ćwiczenia przesadnie nużącego czytelnika. Kto woli mechaniczne podstawy dla swoich przekonań, może oprzeć zaufanie do tych praw na sprowadzeniu opisu mnożenia punktów do dodawania kątów i mnożenia długości odcinków.
Nieco bardziej skomplikowane jest uwierzenie w prawo rozdzielności (mnożenia względem dodawania):
Gdy chodzi o liczby rzeczywiste, prosty szkic wydaje się przybliżyć
sens tej tożsamości:
Pewna doza cierpliwości pozwala przedstawić tę samą zasadę zastosowaną do liczb z płaszczyzny jako stwierdzenie, że obrócenie błękitnego trójkąta o Arg(z) i rozciągnięcie go o |z| (przemnożenie liczb 0, w, u + w przez z) przenosi jeden z jego wierzchołków do punktu zu + zw.
Dopiero teraz docieramy do niepokojącego zazwyczaj równania:
√-1 = i . Na prostej prostopadłej do odcinka
01 symbolem i oznaczę punkt odległy od zera o 1
i leżący „nad zerem” (gdybym wybrał taki punkt
„pod zerem”, zmieniłaby się jedynie orientacja płaszczyzny,
czyli kąty byłyby mierzone tak jak nakazują wskazówki dawnych zegarków).
Szkolna prawda „nie ma pierwiastka kwadratowego z liczby -1” przestała być prawdziwa. Nie ma go na prostej zawierającej 0 i 1 – ale jest gdzie indziej.
Jak powiązać to wprowadzenie do liczb zespolonych z „normalnym”? Zapisując punkty płaszczyzny we współrzędnych, otrzymanych dzięki liczbom 1 oraz i. Powiedzmy, że do punktu z docieram poruszając się w prawo (lub w lewo) odcinkiem a1, a potem do góry (albo do dołu) odcinkiem bi. To znaczy, że zamiast myśleć o parze współrzędnych (a,b) mogę wziąć liczbę z = a+bi (konwencja dopuszczająca a=a1 upraszcza zapis). Przedstawiam też w podobnej formie w = c+di, wykorzystuję rozdzielność oraz łączność i przemienność obu działań, dostaję algebraiczne wzory, od których zazwyczaj zaczyna się wprowadzenie do liczb zespolonych.
I jeśli nie chcę, nie muszę więcej robić szkiców, bo geometria jest przetłumaczona na sprawne i zwięzłe formułki. I to ile ich! Obroty na płaszczyźnie, odbicie w jakiejś prostej, przesunięcia (czyli translacje), wzory trygonometryczne, klasyczne twierdzenia geometrii – wszystko to opisuje się w tym języku, lecz używając o połowę mniej stron. To nie przypadek, że nauki inżynierskie przyspieszyły swój rozwój i uprościły opis po przyswojeniu sobie języka liczb zespolonych w stopniu porównywalnym z tym, co nastąpiło gdy wykorzystały wynalazek rachunku różniczkowego i całkowego.
Mam nadzieję, że nie wyjdę na zabytek historyczny wygłaszając tu taki apel: drodzy, do cyrkla i linijki! Multum ciekawych odkryć czeka na was.
Nie brzmi to tak atrakcyjnie jak zachęta do nowego typu komputera, a odkrycia, które robi się tu zostały już porobione, niektóre z nich przed dwustu laty, a inne przed dwoma tysiącami lat. Ale zostawienie na uboczu gier komputerowych i zabawienie się w odkrywcę prawd geometrycznych przy użyciu liczb zespolonych może przynieść zadziwienie swoimi własnymi talentami.
Wierzę, że to jest ważne. Wprawdzie nie szło tam o liczby zespolone, ale
to dzięki takiemu nastawieniu stworzono najpotężniejsze na świecie
społeczeństwo. To kwestia zaufania do prostego i krótkiego wezwania: