Kłopoty z mówieniem o tej książce nie są spowodowane nagrodą
Nike, którą ona dostała, ale stadem niemądrych recenzji,
napisanych o niej przez niegłupich ludzi. Wśród nich także znajoma
mądra kobieta, która chyba tym razem bardzo się spieszyła. A może
to taki zwyczaj, że jak pisze się o kandydatach do nagrody to należy
jak leci, a naleci jak leży?
Moje szczęście, że o przysłanie książki poprosiłem siostrę przed
ustawieniem jej w kolejce do nagrody i przed pojawieniem się
serii zmyłkowych recenzji, rozumiejących z książki głównie jej
sugestywny tytuł. Lub wyobrażających sobie, że go rozumiejących.
Bowiem wybrany przez Wojciecha Kuczoka na tytuł
Gnój jest
elementem wyzwolenia, wysublimowaną w fantazję zemstą, pozwalającą
udręczonemu chłopcu zamienić się w dorosłego pisarza, zamiast
w skazanego na więzienie ojcobójcę.
Gustownie złożony na 213 stronach tekst zmieściłby się w konwencjonalnym
składzie na 140 stronach, więc wymiarem zachęcałby do ustawienia go
wśród długich opowiadań. Ale jego trzyczęściowa struktura, przetkana
kilkunastu brawurowo przeprowadzonymi wycieczkami w oboczne światy,
nakazywałaby raczej szukać nazwy wśród form muzycznych. Może
sonata
bez scherzo? A może
sonatina? Tak czy inaczej, ma autor
odwagę, by napisać po prostu:
Haydn był dla mnie największą katorgą. Choć pozostali klasycy wiedeńscy
odzwierciedlali mieszczańskie bezguście równie jaskrawo [...]
Haydn był dla mnie wcieleniem muzycznej nudy
Ale, ale. Jak recenzja, to recenzja. To nie matematyka, tu trzeba
liniowo. Po kolei. Jak nie to nie kupią. Chociaż, jak owe recenzje
nie ubiły książki, to już chyba nic jej nie zaszkodzi.
Świetna okładka Macieja Sadowskiego odrapana kamienica
in blue
- podkreśla realizm, w którym nie ma nic z przyziemności. Rzecz dzieje
się na Śląsku. Czy pamiętają państwo rozliczne książki, które swoim
śląskim kolorytem (o barwach trudno tu mówić) odstraszają
od czytania, bo tak głęboko wchodzą w hałdy, w swojską swojskość,
w kopalnie i na banhofie pizło ajnc, że człowiek tego nie strawi.
U Kuczoka nic z tego nie ma, ale jest prawdziwy, skomplikowany Śląsk.
Przemieszany, dumny i zakompleksiony, bogaty i ciężko przez historię
wybiedzony. Wiedzą państwo, jedna sprawa to podśmiewać się z jednego
z dawnych moich szefów z Politechniki, że był kiedyś mistrzem ping-ponga
Szóstej Armii Wehrmachtu, a całkiem druga sprawa czytać u Kuczoka jak
wcielali do niemieckiej armii jego wujka. Dla rozmowy o trudnych
sprawach potrzeba olbrzymiej dozy umiaru i Kuczok ma go w imponującej
ilości.
No tak. Jego dzieciństwo, przybite aż do dna rozpaczy, mogło wybuchnąć
przegranym buntem ale jakaś wewnętrzna siła utrzymała w nim wrażliwość
i poczucie proporcji. To doskonale, bo proszę państwa gdyby to była
jedynie książka o dziecku, strasznie przez sadystycznego ojca katowanym,
to proszę mi wybaczyć ale nie byłoby o czym mówić. W Europie bicie
już nie w modzie? Ale nie tak dawno było jeszcze normą. I Europa to nie
cały świat. W tym kawałku świata, w którym żyję, codzienność tysięcy
i tysięcy dzieciaków to głód, gwałt seksualny i ciosy zastępujące rozmowę.
A wcale nie mam pewności, czy te dzieci mają się gorzej niż dawniejsi
(a może i obecni) wychowankowie rosyjskich domów dziecka,
plugawego spadku przodującego systemu. Licytacji bolesnych doznań nie ma
jak śląskie dziecko wygrać i nie o to chodzi. Rzecz nie w tym, że
to ja najwięcej cierpiałem, ale w tym, że
bardzo daleko od tego
odszedłem. Wartość relacji nie mieści się w dokumentacji cierpień,
ale w dowiedzeniu stonowanym poczuciem humoru, w zrozumieniu otaczającego
świata, że wrażliwe bezbronne dziecko jest silniejsze od nieczułego
dorosłego z pejczem.
Ojciec bohatera za karę nigdy nie nazwany własnym imieniem, upokorzony
na wieczność przez noszenie litery z kropką nie ma przeszłości; brutalność
bierze się znikąd, z powietrza. I nie ma przyszłości, bowiem bohater
uwalnia się
Gnojem od zaniesienia w przyszłość chęci zemsty
i odruchów warunkowych, nakazujących chwycić za jakiś obiekt do tortur.
Dziadek bohatera żyje z obsesją implozji. Jego wnuk jej dokonuje w myśli,
izolując anty-bohatera K. w czasowej klatce, z której ten już nie powieli się.
Czy można zrozumieć czemu K. był taki jaki był? Bohater powieści uczynił to:
Nie mieli pomysłu na starość, tak jak wcześniej nie mieli pomysłów
na życie.
Nie byłoby uczciwe, gdybym powyławiał co lepsze historyjki (jak o powieści
pisanej przez wujka bohatera), językowe żarty, błyskotliwe miniaturki,
tylko po to, żeby przekonać państwa, że je zauważyłem. Myślę, że parę
z nich zapamiętam dobrze (chciałem powiedzieć na zawsze,
ale w moim wieku może to brzmieć jak głupi dowcip), parę zwrotów może
mi się wcielić w świat mojej wyobraźni i kto wie czy kiedyś ich sam nie
wymyślę, nie pamiętając o ich autorze. I zapamiętam ze zirytowanym
rozbawieniem reklamowe zwroty z kontr-okładki. Zdanie jakiejś znanej
osoby
Kuczok to gwiazda literacka
z przyszłością to grafomańskie czknięcie, ale gdy tyczy
się znanej osoby, nie wypada śmiać się głośno. Lecz dużo gorszy jest
ten opis:
Patriarchalna polska rodzina z jej pejczem, samoodtwarzanie, przenoszenie
wzorów na następne pokolenia, zarażanie emocjonalne i wszelkie tego
konsekwencje, od tych jednostkowych, psychologicznych, aż po społeczne
to wielki temat.
W podobnych sytuacjach Gabryś Lemiesz zasępiał się, wciągał powietrze
i orzekał:
coś w tym jest. A po chwili dodawał:
kupa
pierdolenia.
Opis jest wytworzony przez jednowymiarowy program komputerowy
zwany Kinga Dunin. Program zawsze orzeka to samo i dlatego powinien
być używany do jednej jedynej książki, np.
Kubuś Puchatek.
W tym przypadku nic a nic nie przystaje do tematu, bowiem
nie ma
tu przenoszenia wzorów do przyszłości,
jest wyzwolenie się z zarażenia
emocjonalnego i
nie ma patriarchalnej rodziny (tchórzliwy mąż,
który bije dziecko, ucieka do domu brata, by tam wrzeszczeć, ale nie
ośmiela się podnieść ręki na ostro pyskującą żonę). Rodzina jest przede
wszystkim śląska. Polska typowa rodzina ma tyle wspólnego z pejczem
co warzenie własnych flaczków z feminizmem, a uwaga, że wszelkie konsekwencje
to wielki temat, to wielki temat, wielki temat, wielki temat, i każdy
naród ma takich ęteligientów na jakich chwilowo zasługuje. Ale nie
powinno być doświadczane aż tak surowo bzdurkami
przynajmniej nie przy omawianiu tej wyśmienitej książki.
Até logo.