Wrocław, 1975


TRYPTYK
Do góry - Do dołu - Pomiędzy


Motto
Są trzy strony Wszechświata:
Wnętrze, Zewnętrze i Pomiędzy.

Pomiędzy


Tak, to prawie oczywiste. Nie bawią nas już zabawy ruchowe, kończy się nasze dzieciństwo. Mamy poza sobą wyścigi na dinozaurach i podchody do mamuta, wirowanie w kapsułce wokół Ziemi i skoki międzygwiezdne. Nie interesuje nas nawet ostateczna punktacja. Wygrywaliśmy zawsze (przegrali: św.Jerzy, smok, mamut, Maria Stuart, Księżyc; ich już nie ma). Jak niewiele pozostało nam po tym tańcu na linie czasu.

Tylko istnienie.

Więc może zagramy w Pomiędzy? Wydaje się, że jesteśmy stworzeni do tej gry. To nic, że tak nieporadnie szło nam to dotychczas.

Ale musimy dopracować reguły. Uczynić je tak nieścisłymi, by gra nigdy nikogo nie znużyła. Bo grywając w nią dorywczo tak ją okrawaliśmy, że było to tylko Pomiędzy jednym a drugim, zamiast Pomiędzy wszystkim a wszystkim.

Było: Pomiędzy wnętrzem a zewnętrzem.

Rozdzielamy Wszechświat naskórkiem i udajemy, że otrzymane dwie części są zupełnie inne. Którąś nazywamy wnętrzem, tę drugą - zewnętrzem i bardzo przywiązujemy się do tych nazw.

Najpierw odkrywamy osmozę. Uważnie przypatrujemy się efektownym przepływom: gniewna reakcja wątroby na kawę - wrażenie gorzkości i rozdrażnienia - lekkie wytrącenie z orbity ludzi z pobliża z zewnątrz. Lub: niecodzienna konstelacja planet zmieniająca nieco klimat - poczucie świeżości - wyregulowanie rytmu bicia serca.

Zwolna uczymy się nowej miary. Przyrównujemy odważnie tak zwane milimetry bardzo wewnątrz i tak zwane parseki bardzo nazewnątrz. I wkrótce nie ma bezsilnego, zbuntowanego ,,dlaczego?'', pojawia się ,,bo tak''; to oczywiste - zbliżenie niechętnej pary oczu odczuwa się równie intensywnie jak ropień pod skórą; śmierć tysiąca osób w tysiąckilometrowym oddaleniu jest równie obojętna jak zanik promila hemoglobiny we krwi. I oczywistym jest, że wewnętrzny szept bywa krzykiem, a odległy dzwon dla nas nie dzwoni.

Tak więc stopniowo odkrywany wymienność wnętrza z zewnętrzem, odkrywamy inwersję względem naskórka. I jego amoralny egoizm.

Egoizm. Id est existentia.

Było i inne Pomiędzy: Pomiędzy materią a ideą.

Jak gdyby można było znaleźć ideę bez materializacji, niezakodowaną w celulozie, kwasie, komórce … Jak gdyby można było dowieść istnienia materii bez drażniąco niematerialnego wymysłu - idei ruchu. Jeden podział, a dzięki niemu tyle zabawy, radości dla pokoleń wynalazców - czarodziejów przenikania. (Możemy nazwać osmozę lewoskrętną - sublimacją, a prawoskrętną - realizacją; albo na odwrót.) Przedziwne metamorfozy: chropowatego naleśnika - w symfonię; słowa rzuconego tłumowi - w rzeź; kurzego jajka - w harmonię sfer; równań Maxwella - w gadatliwe skrzynki.
I długo, długo nie dostrzegaliśmy izomorfizmu, gaworząc o pierworództwie, o Platonie i Arystotelesie. I długo nie umieliśmy odnaleźć siebie - czułej błony między duchem a substancją.

Czy podawać pełen rejestr naszych dotychczasowych Pomiędzy? A wśród nich: Pomiędzy snem i jawą, dobrem a złem, intencją a dokonaniem … Nieomal każda para antonimów wiodła nas do nowej rozgrywki, a gdy antonimów brakło tworzyliśmy je mniej czy bardziej sensownie: materia - antymateria, Ziemia - antyZiemia, język - antyjęzyk. Tylko czas był oporny tym mechanicznym zabiegom; czas biologiczny, psychologiczny, spowolniony, zapętlony czy rozwidlony nie był przeciwnikiem czasu. Mogliśmy jedynie obracać strzałkę czasu - jawnie, rojąc o podróżach wstecz, lub dyskretniej, przeciwstawiając historię futurologii czy naukę (która stoi na logice, której nie ma bez ,,przed'' i ,,po'') postawom ,,nienaukowym'' (które ,,przed'' i ,,po'' mają za brzęczenie dwóch skrzydełek tego samego trzmiela).

Szliśmy więc drogą stałej negacji, permanentnie zbuntowane dzieci, popełniając niekiedy zabawne omyłki (jak choćby przeciwstawiając Bogu Szatana, Jego wiernego sługę do specjalnych poruczeń), lecz nie gubiąc żadnego Pomiędzy. Czasami nasze wnikanie we wszystko zatrzymywało się na długo, gdy z pokolenia na pokolenie (nie umiejąc od razu znaleźć się w samym Pomiędzy) oscylowaliśmy w rozgrywce z jednej strony na drugą, opornie zbliżając się tam, skąd obie strony widnieją rozdzielone lecz pojednane. Naszej powolności winne było niezrozumienie, że zanikająca amplituda, stabilizacja w Pomiędzy to nie starość niezdolna do ruchu, lecz dojrzałość, która znajduje swoje miejsce. Miejsce, z którego można obserwować czując i rozumiejąc, nie niszcząc. Istnienie prawie nie zakrzywiające przestrzeni, obserwator minimalnie wypaczający obraz.

Tak, to prawie oczywiste, tu nas prowadzi nasza wielowiekowa droga. Delikatna i trwała, wrażliwa błona rozpięta między wszystkim a wszystkim w tajemniczym Wszechświecie.


   po angielsku