Nie wypowiadam się publicznie na temat religii, kwestii żydowskiej
czy Izraela ale dla uniknięcia rutyny milczenia przedstawię
tu pewną propozycję. O ile wiem nie ukazała się dotychczas w druku
a mogłaby doprowadzić do szybkiego rozwiązania paru problemów,
szczególnie moich problemów finansowych. Ale nie wiem czy mogę
liczyć na chętną realizację moich pomysłów. Kłopot w tym,
że używanie matematycznego punkt widzenia jest mniej popularne
niż ekstrawaganckie wizje przyniesione z zaświatów.
W istocie idzie tu o arytmetykę, ale matematyk radzi sobie także
z czterema operacjami. Potrafię doliczyć się ile w dzisiejszych
dolarach mogła by kosztować wyprawa Aleksandra do Indii albo
kolonizacja Ameryki Północnej albo ile by kosztowała ekspedycja
na Marsa.
Od lat twierdzę, że gdyby mi dano tak z 200 miliardów dolarów
czyli część sumy zużytej na utrzymanie przy życiu Izraela
w ciągu ostatnich dekad to za niewielki procent tego załatwiam
oddanie przez Rosję Żydom ich ,,Jevreiskoi Avtonomiczeskoi Obłasti'',
przenoszę wszystkich Izraelczyków do nowej siedziby podwajając
wymiar ich ojczyzny, buduję wierną kopię świątyń z Jerozolimy,
wstawiam futurystyczną kopułę nad Birobidżanem, zużywam
40 miliardów na milion cudownych domków jednorodzinnych
dla ex-kibutznikow, tworzę nad Amurem zimową wersję Disneyland
i zakładam szkoły baletowe i muzyczne, uniwersytety i instytuty
rolnicze a wszędzie daję rezerwę 3% miejsc dla semickich
pobratymców arabskiego pochodzenia.
W końcu, wykupuję parę osiedli w Brazylii i Indonezji na letnie
kolonie dla dzieci i gdy zamykam rachunki to mi jeszcze zostaje
z rozkurzu parę miliardów na moje osobiste wydatki.
To na początek. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i po pomyślnym
rozwiązaniu żydowsko-arabskich kłopotów podejmuję się przyniesienia
długotrwałych rozwiązań w wielu regionach świata. W pierwszych czterech
latach mógłbym zająć się Pakistanem i muzułmańskimi republikami
z nieświętej pamięci Związku Radzieckiego. Potrzebuję jedynie
tych sum przeznaczonych w USA na zbrojenia. Jest tego ponad
350 miliardów rocznie, ale chętnie zostawię 100 miliardów
rocznie na miejscu płace oraz gry i zabawy ich wojskowych oraz
na rozwój technologiczny. Resztą w formie produktów i technologii
zaleję ów kawałek Azji jeden bilion rozsądnie administrowanych
dolarów zrobi sporo cudów w ciągu czterech lat i tę część mojej
pracy skłonny jestem wykonywać całkiem nieodpłatnie. Nawet nie
będę domagał się tygodniowej dostawy hurys ani przemianowywania
jakiejkolwiek wioski na Soleckibad. Myślę, że samo wydawanie
pieniędzy będzie mi sporą satysfakcją, jakże rzadko przeze mnie
doznawaną.
Osmoza
Gdy byłem w szkole średniej w mieście grasował młody bandzior znany
jako Mrówa i obijał kogo chciał. Kiedyś zdumiała mnie scena ujrzana
za jakimś kioskiem milicjant walący mocno Mrówę po pysku. Taka sobie
technika poza-sądowego uspołeczniania młodego bandziora. Kto wie czy
milicjant nie pracuje do dzisiaj i jako policjant nie dba o ład
w społeczeństwie, używając metod i pojęć nabytych w swojej pracy.
Gdy zgubi się dziecko w parku, woła się policję. Gdy babcia chce przejść
na drugą stronę ulicy, policjant pomaga. Gdy cracker włamał się do
danych bankowych, policja analizuje winchester. Gdzie kłopot, gdzie
Zło, tam policja.
Wydaje mi się niedorzeczny ten pomysł, żeby ta sama instytucja
chroniła ludzi od awanturników i pijaków, szukała gwałcicieli,
analizowała grafologicznie listy i taśmy magnetofonowe i Bóg wie co
jeszcze. Wśród ich atrybutów brakuje tylko wysiadywania jaj
dzięcioła i tkania gobelinów ale wszelkie ich działania są skażone
przez banalizację brutalności. Ich reakcje stosunkowej obojętności
gdy kłopot nie jest raną ciętą, kłutą czy szarpaną to naturalna
konsekwencja techniki pracy.
Modus operandi, powiedziało
by się, gdyby szło o bandytów.
Lekarz może rękawicami i maską ochronić się przed krwią i plwocinami
pacjenta. Ale nie ma jak ochronić się przed stężonym ładunkiem nienawiści
i gwałtowności bandziora, zarażenie następuje drogą wizualną i trafia
wprost do mózgu. Każde społeczeństwo ze sprawną policją ma wylęgarnię
agresji i brutalności bo nie jest możliwym być gwałtownym tylko od
16-ej do 24-tej albo tylko w niebieskim ubraniu. Ale nie znam
społeczeństw zastanawiająch się nad tym co zrobić, żeby nie potrzebować
policji.
Model społeczeństwa bez policji to nie jest mała modyfikacja naszego modelu.
To coś kompletnie odmiennego. Nieomal wszystkie pojęcia musiały by być
odmienne. Rynek, hierarchia, pojęcie posiadania, struktura rodziny,
oczekiwania i nadzieje. I nie ma siły co by nas skłoniła do porzucenia tego
wszystkiego. A więc gwałt policyjny, maltretowanie paruprocentowego
odłamu społeczeństwa przegrywającego w naszej sztuce nabywania, zdobywania
i utrzymywania dla siebie, ten gwałt wydaje się centralnym i nieodzownym
elementem rozwiniętej społeczności. Tak jest bo tak być musi.
Ciekawe. Dość podobne pomysły ochraniały instytucję wojska ale pewnego
razu mały kraik o nazwie Costa Rica zlikwidował sobie tę instytucję.
I znienacka skończyły się pucze i przewroty, mordowanie opozycji i zakupy
czołgów. Budżet na wykształcenie powiększył się nieporównanie. Fenomenalne.
Cudowne. Przypuszczalnie cały świat wysłał badaczy do Costa Rica by zbadać,
zrozumieć i powielić ten eksperyment na rodzimym terenie, no nie?
Nie. Prawie nie mówi się o tym zjawisku. Rządy nie chcą o tym wiedzieć.
Osmoza istnieje w mikroskali, w przekazie mikrobów zła z bandziora do
policjanta. Nie ma osmozy zrozumienia z rządów oświeconych do rządów
poskręcanych w konfuzji. Rząd to nie komórka, rząd to narośl.