Racje, które przedkładam tu, są rozłożone na trzy części
oparte na trzech typach źródeł. Na początku umieszczam
rekonstrukcję działań w oparciu o mieszankę
materiałów prasowych. Potem opieram się na dokumentacji
historycznej czyli mówiąc po ludzku przepisuję spory urywek
cudzego tekstu. W końcu zamieszczam parę uwag wziętych
(z wieloletnim opóźnieniem) z nikąd czyli z głowy.
1.
Pewnego dnia Fspaniały B. dostał jakże pożądaną wiadomość: nie tylko
Zjednoczone Królestwo było po jego stronie. Także Polska oznajmiała,
że chce walczyć razem z nim przeciwko Irakowi. „Świetnie!”
ucieszył się FB. „Co oni są, Kurdowie z Afganistanu co chcą
dopieprzyć Irakowi?” „Nie” wyjaśnił Doradca od
Spraw „to nieduży ale bardzo znany naród w Europie.”
„Aha!” rozjaśnił się FB, „a oni mają dywizje?”
Doradca od Spraw zmarszczył się: „dywizji chyba nie mają, ale
oni mają Papieża.” „Wiem, wiem” potwierdził FB,
„Okropolis, no i ten, Olimp.”
Wkrótce po wygranej wojnie postanowił odznaczyć Polskę własnoręczną
wizytą swojej postaci i wygłosić tam własnoręczną mowę. Wybrano na
scenę Kraków, a że gospodarz miasta nie był entuzjastą FB, zmieniono
na jeden dzień gospodarza. Napisano też wdzięczną mowę i wpleciono
w nią wyrażenie, które zgodnie z obietnicą Lokalnych Znawców od Spraw
miało wprowadzić tłum w stan nieopanowanej radości. Rzekł więc
w Krakowie FB:
„Jeszcze raz przyszło wam zastosować w praktyce
słowa motta: za waszą i naszą wolność.”
Tłum wszedł w stan nieopanowanej radości. Ja w zadumę, bo tylko
połowicznie rozumiałem o co chodzi. Że walka była za naszą wolność
to było jasne, w owym momencie nie mieliśmy większych wewnętrzych
czy zewnętrznych zmartwień niż zapobiec mongolskiej zalewie Husajna
na naszą Trzecią Rzeczpospolitę. Ale w jaki sposób walczyliśmy w Iraku
o wolność USA? Po paru tygodniach Jacek Arkuszewski wyjaśnił mi:
były poważne dowody na to, że Irak wysłał wpław przez Pacyfik
szwadron kawalerii na wielbłądach.
2.
Nic nie wiem o pani Hannie Kostek, która umieściła w paryskiej
Kulturze, (rok 1970, 4/271, str.30) tę uwagę zatytułowaną
„Glossy do książki Grudzińskiego”:
Hasło "Za waszą i naszą wolność" nie schodzi ze szpalt polskich
pism. Wytarte zostało do zupełnego banału. Jednocześnie, nikt nie
zwrocił uwagi, że dawno już używane jest w sensie spaczonym.
Cytuje się to hasło przy każdej okazji kiedy się wspomina Polaków,
którzy walczyli w rozmaitych obcych krajach jako ochotnicy wolności.
Chwała im. Ale nie o to chodzi.
Powstańcy, którzy występowali przeciw Rosji w 1830 i w 1863 roku
wypisali to hasło na swoich sztandarach, by podkreślić, że walczą
o wolność również dla swoich przeciwników. Że uważają ich tylko za
narzędzie, które jutro może już przestać nim być. Zawołanie nie było
więc skierowane do sprzymierzeńców, towarzyszy broni, tylko do ludzi
z drugiej strony frontu.
To polskie hasło jest w ogóle w dziejach propagandy wyjątkiem.
Może być rozpatrywane jako majstersztyk skrótu, bo jest w nim
przedstawiony cały poważny i szlachetny program polityczny.
Starannie zanotowałem sobie tę uwagę. Przez lata nawracało do mnie
zaskoczenie jak odmiennie wyglądają powszechnie znane sprawy gdy
naprawdę wie się coś o nich.
Czyli Lokalni Znawcy od Spraw przywiedli FB do bredzenia. Rzadki
przypadek, na ogół dociera on tam bez pomocy.
3.
W maju zeszłego roku pod wpływem FB wróciłem do tej uwagi i coś
się we mnie odmieniło. Ktoś (czy coś) w moim środku zapytał mnie:
„a w jakim języku ten majstersztyk skrótu został napisany
na sztandarach? Z jakiej odległości pokazywano go Rosjanom czy ich
cudzoziemskim żołnierzom? I z jakim skutkiem?”
Bardzo niewiele wiem o powstaniach
z 1830 i z 1863 tak niewiele, że dopiero ostatnio dowiedziałem się,
że nie wszyscy historycy mieli powstańców z 1830 za przytomnych ludzi.
Ale w ostatnich 200 latach mentalność nie została poddana zbyt
gwałtownym zmianom. Można wyobrazić sobie co w głowach z owego okresu
mogło siedzieć. Najprostsza hipoteza: siedziało tam z grubsza rzecz
biorąc to co i dziś nam siedzi. To nie jest przeskok
do średniowiecza, w którym wszystko przechodziło przez filtr niepokoju:
„czy to mnie nie oddali od wiecznego zbawienia?”
I tak sobie myślę: ilu z moich przeciwników przejdzie mentalnie na moją
stronę gdy powiadomię ich publicznie, że są jeno narzędziami i to chwilowymi.
Że strzelam do nich i staram się przekłuć ich na wylot po to, żeby ich
uwolnić. Oj, chyba nie bardzo salonowo będą mi odpowiadali.
Wierzę, że większość polskich powstańców była w swojej powstańczej roli
ze świadomego wyboru a carskich żołnierzy z brutalnego poboru. Wierzę,
że wciskano im do głowy brednie może o umieraniu z rozkoszą za matiuszkę
Rassiju i batiuszkę cara ale takie czy podobne pomysły stawały się ichnim
wyposażeniem mentalnym. Nie mogło nastąpić przeprogramowanie tych bidaków
przez pokazywanie im polskich sztandarów z dziwnymi literkami. Ale mogło
ich to solidnie zdenerwować.
I przypomniałem sobie nie tak rzadkie przypadki gdy misjonarsko nastawieni
znajomi czy nieznajomi oznajmiają mi, że będą prosić Boga o spełnienie
się jakichś ich życzeń, niewątpliwie korzystnych dla mnie. Na ogół
ktoś (czy coś) w moim środku wzrusza ramionami i staram się docenić
wkład dobrej woli owej osoby, która tak dobrze mi życzy. Ale gdy niekiedy
wyjaśniam, że mogą sobie zaoszczędzić trudu, bo spełnienie się życzeń
nie przekona mnie o interwencji w mojej prywatnej sprawie ważnych
osobistości z nieba, słyszę, że ktoś zamierza podwójnie się modlić
za mnie, bo bardziej tego potrzebuję. Innymi słowy: taka pani albo taki
pan słyszy co mówię, rozumie, że uważam się za niewierzącego, ale totalnie
mnie olewa, jak gdybym był niemowlakiem. Sytuacja bez wyjścia. Jeśli rozeźlę
się i powiem mocniejsze słowo, dowiodę tym nawiedzonym duszom, że szatan
mnie opanował i że należy modlić się za mnie trzy razy więcej. I w ten
sposób przy całej tej ich życzliwości mogą sobie ze mnie zrobić bardzo
rozzłoszczonego przeciwnika.
No i z takich refleksji wyszło mi, że to może nie tyle majstersztyk
co zbuk. Najsmutniejsze jest to, że potrzebowałem prawie 30 lat na
uświadomienie sobie tego. Czemu nie zrozumiałem natychmiast co tu się
dzieje? Zapewne dlatego, że słowo „sztandar” skłania do
myślenia symbolicznego a nie dotykowego i wizualnego. A przecież
sztandar jest kawałkiem materiału na kawałku drzewa a dopiero potem
jest to skrót majstersztyku.
Até logo.