Proszę mi nie mieć za złe jeśli formułka nieaktualna; nie wiem jak u pana
ostatnio ze służbowymi stopniami i służbowymi nazwiskami, niech więc póki co
zostanie pan kapitan. Ale tzw. profilu to pan nie zmienił i
opiekując się kawałkiem Uniwersytetu Wrocławskiego im. Bolesława Bieruta
zdołał pan się zdoktoryzować? Na Wydziale Prawa, bez wątpienia.
Od paru lat jestem panu winien odpowiedź na bardzo istotne pytanie i
powinienem wreszcie panu odpowiedzieć. Nie wiem jak to panu przesłać,
wątpię czy
Kultura zechce pośredniczyć w rozmowie z ubekiem.
Niech więc to leży w szufladzie, może przypadkiem kiedyś pan do niej
zajrzy.
Pytał pan czy myśmy chcieli was wystrzelać i zdawał się pan tą kwestią
żywo zainteresowany. Ściślej mówiąc, miał pan taką białą piankę w kącikach
ust i nie dowierzał pan moim rozbawionym zaprzeczeniom. Martwi mnie czasem,
że mogłem zostać przyczyną niespokojnych snów przedstawiciela Służby
Bezpieczeństwa (czyli że byłbym straszakiem straszaków) więc piszę,
by przywrócić spokój pańskim nocom.
Ma pan kłopoty z odtworzeniem tła tego incydentu? Chętnie pomogę krótką
rekonstrukcją. Wasi koledzy z Warszawy i z Łodzi właśnie odkryli po jednej
nielegalnej organizacji na miasto a Wrocław nic więc wzięliście się
do rzetelnej, konstruktywnej pracy. Podrzucony w grono moich znajomych
pański szpicel energicznie skłaniał do zakładania, drukowania i nawiązywania
kontaktów i aż palił się do zmiany ustroju. (Wydaje się, że popsułem panu
zabawę odmową ukonstytuowania się w organizację, choćby i bardzo tajną. Ma
pan jeszcze nagrania z moim głosem? Mówiłem chyba, że do dyskutowania
przyszłości polskiego systemu edukacyjnego nie ma potrzeby struktury
organizacyjnej i pieczątek jakichś organizacji.) Przy drugim spotkaniu grona
przy winie i zasłoniętych oknach szpicel zapytał w pewnym momencie co byśmy
zrobili gdyby podesłano nam szpicla.
Ktoś bez wahania odpalił, że o czym gadać, są dobre
wzory, wiadomo co to był Kedyw. Szpicel z entuzjazmem podjął
sugestię i martwił się tylko praktycznymi sposobami zdobycia krótkiej broni
palnej do wykonywania wyroków.
Wkrótce potem składał nam pan wizyty po naszych sublokatorkach i pokojach w
akademiku a myśmy należnie rewizytowali pana w gabinecie na Podwalu. Tak, to
prawda, proponował pan też zamianę gabinetu na pokoik w hotelu
Monopol. Po naszych rozmowach prowadzonych w gabinetowej
atmosferze pozostał mi osad nieufności co do dobroci mego charakteru (był
pan trzecią osobą w moim życiu, u której wywołałem prawdziwą, nie literacką
pianę na ustach. Na dobitkę z panem udało mi się to dwa razy) oraz
zdziwienie jak szybko dwóch ludzi nie odczuwających wzajemnej instynktownej
antypatii (a mających obupólny podziw za pomyślne udawanie dużo głupszych
niż byli) mogło się mieć dosyć.
Była w tym i pańska wina, bo wrobienie mnie w rolę swojego potencjalnego
kata osiągnął pan przez dwustronne rozciąganie pojęć: do szpicli przyłączył
pan jawnych i niejawnych milicjantów, a do egzekutorów całe grono zebrane
przez szpicla. Dzięki temu z przeciwników zamieniliśmy się we wrogów. Nie
protestuję, ale zabijanie pana nie postało mi w głowie nawet na chwilkę
ani we Wrocławiu, ani w Akwizgranie.
Chyba słusznie obawiał się pan wystąpienia w Polsce terroryzmu politycznego.
Tak bardzo rząd i społeczeństwo chcą dognać Zachód, że kiedyś ta sztuka uda
im się. W myśl mojej prywatnej teorii terroryści pojawią się u nas w trzech
całkiem niezależnych wydaniach, mających krańcowo odmienne motywacje i
techniki. Wolę nie rozwijać tu mojej teorii, czasami niebezpieczne bakterie
uciekają z szuflady w
szeroki świat.
Mógłym być jeszcze uznany za intelektualnego ojca pomysłu. Ale sądzę, że
jedno z
milieux gdzie terroryzm może się wylęgać to wasze środowisko.
A dlaczego tacy jak ja nie wezmą się osobiście do poprawiania wad systemu
wschodnią odmianą opozycji pozaparlamentarnej? Przyczyn jest sporo
i każda z nich z osobna była by wystarczająca, ale najistotniejszą wydaje
mi się emocjonalna, swoisty niedorozwój uczuciowy. Otóż nie kocham rodaków
aż tak bardzo, by mieć ochotę ich zabijać dla ich dobra.
Za tę letniość uczuć winiłbym na równi wady obiektu i własny niedostatek
temperamentu.
O obiekcie o naszym, polskim społeczeństwie wyrażane opinie
rozbiegają się po wszelkich ekstremach. Co kto woli: że prawdziwe cechy
narodowe rozkwitły w klimacie PRL jak w insektach i ten zapaszek
wydobywający się z zatłoczonych warszawskich autobusów to jest Polska
właśnie; że wręcz odwrotnie nie chamstwo a rozhultajona szlachta ten
los przez wieki nam gotowała i słusznie teraz bierzemy w dupę; że przez całą
naszą świetlaną historię byliśmy przedmurzem i nieśliśmy na naszych barkach
krzyż za cudze winy i dalej nam tak czynić przypadło i za to wkrótce
pójdziemy do nieba; jak i wiele innych koncepcji geofizycznych, klasowych i
genetycznych. Wśród nich i pańska teoria, że jest dość cudownie a było by
jeszcze cudowniej gdyby nie Żydzi, zaczynając od Esterki a kończąc na
profesorze K., który musi być Żydem, no bo co on wypisuje.
(Nawiasem, co panu w głowie siedziało z tylu pytaniami o
Wajnberga? Przecież on z tym nic nie
miał wspólnego
Aż pan podskoczył słysząc od Wacka, że Alik dobrze
śpiewał ale byliście z innych światów, pan myślał o donoszeniu a Wacek
mówił po prostu, że Alik był wyśmienitym tenorem).
Nie wiem, panie kapitanie, czy Polacy bardziej niż inne nacje zasłużyli
sobie na komunizm. Znam setki osób, których los w tym interesująco
zamyślonym systemie to kara za niepopełnione grzechy, ale zdumiewało mnie
zawsze jak wielu rodaków przyczyniło się do uczynienia tego losu jeszcze
cięższym. Ich na ogół bezwiedne mikroskopowe działania składają się na
makroskopowy dramat narodowy. Nasze życie społeczne w większości swych
przejawów obezwładnia jazgotem i poszturchiwaniem, nieżyczliwością dla
bliźnich i łatwym rozgrzeszaniem siebie samego. Aż pod niebo leci kurz i
wrzawa gdy realni ludzie wydzierają sobie nawzajem urojone wartości. Być
może zjawiska te da się po części wyjaśnić i zrozumieć chociażby
modelując je za pomocą przepełnionej klatki z niedokarmionymi i niewyspanymi
szczurami ale pozostanie gorycz, że tak łatwo można nas na tym
materiale modelować. Łatwiej usprawiedliwić niż pokochać.
I gdybym to jeszcze potrafił rozdzielić mych drogich rodaków na złych i
dobrych
Pańska linia demarkacyjna z genami nie odpowiada mi - wolę to
sformułowanie Sołżenicyna o linii biegnącej przez każde ludzkie serce
no a jak tu rozprawić się z lewą komorą nie zaszkodziwszy prawej? Potrafię
wyobrazić sobie przyczyny, dla których profesor Y zgadza się porozmawiać z
panem o życiu (naszego Instytutu) przy lampce koniaku w Monopolu
to może i szpicel ma swoje wyższe racje? Brzydka jest rola kapitana
SB ale gdzie gwarancja, że gdyby mój tatuś pracował w UB to i ja bym
nie poszedł na kapitana z SB? Nie umiem zrobić tego prostego opisu świata,
który polepsza się natychmiast po wybiciu wszystkich co są po trzydziestce
albo mają czyste paznokcie albo mają imię Dawid albo weszli do partii.
Co do mojego temperamentu, to wolę siedząc przy biurku niemrawo zbierać
myśli do gromady niż ganiać po świecie z pistoletem. Przypuszczam, że
otrzymawszy zadanie zlikwidowania szpicla zacząłbym przemyśliwać nad
definicją szpicla i czasowym zakresem pojęcia. (Na przykład: czy L. był już
szpiclem gdy przyłączył się do moich zielonogórskich znajomych? I czy
przestał nim być po wyjeździe do Szwecji?) Taka kontemplacyjna natura
jak Przybysz ze Szczęśliwego wydarzenia Mrożka:
wychodzę
z założenia, że prędzej czy później samo się wszystko rozleci. Wystarczy
tylko trochę poczekać
Wybieram dogodne miejsce do obserwacji i
obserwuję. Jest to metoda niezawodna. Bomba czy dynamit nie odpowiadają
mojej psychice, a poza tym psują widowisko. Czas działa znacznie skuteczniej
i pozwala rozkoszować się szczegółami
Lecz jest tu i czynnik ważniejszy. Wychowawszy się w sferze oddziaływania
dwóch wielkich światopoglądów chrześcijaństwa i komunizmu stwierdziłem,
że bardzo mi blisko do tego pierwszego a bardzo daleko do drugiego. (Gdy
mówię o światopoglądzie komunistycznym to nie chodzi mi o bełkot kapiący
z tych waszych maszynek do mielenia myśli, a o przekaz wizji lepszego
świata, przekaz tak obiecujący i tak łatwo zrozumiały, że aż żal mu nie
zawierzyć.) Co do zbieżności między nimi, to może udało się panu
zarekwirować u kogoś Rozważania o historii Witolda Kuli zachęcam
do wyciągnięcia z sejfu i przeczytania rozprawy pt. Gusła. Proszę
jednak zauważyć, że w obszarze, gdzie oba światopoglądy można porównywać
jawi się fundamentalna różnica nieomal zapomniana w obecnym okresie
szukania jakich bądź pomostów między nimi. Mówię o postulowanych implicite
nastawieniach ku naprawianiu świata doczesnego.
Komunista głosi: by ulepszyć świat muszę poprawić ludzi. Chrześcijanin
mówi: by ulepszyć świat muszę poprawić się.
Proszę nie wyciągać błędnych wniosków: nie ogłaszam jednostronnego
zawieszenia broni ani też opowiadam się za nietykalnością szpicli czy byłych
ubeków. Choć blisko mi do chrześcijaństwa to daleko mi do klasztoru.
Nieprzyjaciółmi będziemy tak długo jak długo pańskim zajęciem będzie
zwalczanie myślenia i jego pochodnych: rozmawiania, pisania i czytania.
Pański zawód stoi na paranoi; istnienie policji tropiącej myśl jest
niepodważalnym dowodem wynaturzenia systemu, niezależnie od epoki, miejsca
i głoszonych usprawiedliwień. Odnieśliście w dzisiejszej Polsce
spektakularne zwycięstwa, tak w skali masowej jak i w indywidualnej. Za
moje zadanie uważam odrabianie mojej prywatnej przegranej: zmniejszanie
obszarów ogłupienia, które wytworzyliście w mojej głowie. Mogę wyznać panu,
że choć zadanie to jest sformułowane mało ambitnie to i tak przekracza moje
możliwości. Moja ewentualna częściowa wygrana systemu władzy w Polsce nie
odmieni, ale odgłupienie nawet jednej głowy może się okazać korzystne dla
Kraju. Dla pana osobiście nie ma w tym właściwie bezpośredniego zagrożenia
fizycznego czy psychicznego, ale może zasłyszał pan u przesłuchiwanych i
podsłuchiwanych fizyków, że istnienie obserwatora nieodzownie wpływa na
obiekt obserwacji.
I tyle tego na dzisiaj, ale to nie koniec, bo mam jeszcze parę uwag na
jutro. Nie wiem kiedy owe jutro może nastąpić stabilność
obecnego układu jest mi tak nieznana jak nieznana była np. niewzruszalność
układów politycznych dla przeciętnego Europejczyka w okolicach początku
wieku (jak to mawiał Niels Bohr: niełatwo jest przewidywać, a
szczególnie przyszłość), ale warto przygotować się na nie jak
najszybciej. Stawką jest uniknięcie rzezi ogólnonarodowej złożonej z tysięcy
indywidualnych samosądów. Dla zapewnienia tego nie wystarczy wyrzeczenie się
recydywy konieczne też jest odbudowanie świadomości prawnej
społeczeństwa, a szczególnie cywilizowanych nastawień do prawa karnego.
Niesłychanie trudna sprawa, bo w gruzach leżą wszystkie fragmenty budowli:
oskarżanie o indywidualną winę na podstawie kodeksu karnego; ów kodeks,
który powinien być bronią
obronną społeczeństwa; obrońca
reprezentujący oskarżonego, broniący go na miarę swojej wiedzy i
umiejętności; niezawisły sąd; system penitencjarny, który nie jest systemem
spóźnionej represji.
Gdyby to wszystko udało się zrekonstruować, to zapewne w odczuciu wielu
ludzi liczne zbrodnie mogły by ujść płazem. Niewykluczone, że niezawisły sąd
uniewinniłby p.Cyrankiewicza czy p.Bermana ale wytoczenie im procesów
było by konieczne dla uzdrowienia klimatu moralnego kraju. Wolę, by człowiek
uznany powszechnie za zbrodniarza wychodził cało z sali sądu niż by tłum nie
wierzący w możliwość procesu rozrywał go na kawałki na jakiejś zatłoczonej
ulicy. Tak samo proces o uznanie UB za organizację zbrodniczą samym swoim
istnieniem, niezależnie od wyroku, oczyściłby atmosferę polityczną.
To i dla pana chyba ważne, bo sugerował mi pan, że wy to coś co jest naukowe
i nowe i nie ma dawnych wypaczeń UB ale widzi pan, mój szwagier jest
przekonany, że ta kobieta z UB co wybiła mu kluczami zęby nadal pracuje w
waszej organizacji i gdyby nie miał zdrowia zniszczonego gruźlicą to chyba
zjeżdżałby Polskę próbując ją odszukać. Jak zapewne wie pan z odnośnika
włożonego do mojej teczki, Tadeusz Fijałkowski został skazany na dożywocie
za to, że WiN mianował go komendantem na okręg katowicki i choć nominacja
ta nigdy do niego nie doszła to wystarczyła wam do zniszczenia jego życia.
Wiem, że jego poglądy na temat chrześcijańskich nastawień i możliwych różnic
między UB i SB są odmienne od moich więc dla własnego pańskiego spokoju
ducha mogło by być przydatne sądowe wykazanie odmienności tych instytucji.
O ile to możliwe, rzecz jasna.
Przyznaję, że są to niesłychanie złożone sprawy. Sołżenicyn pisze o tym, że
społeczeńswo radzieckie jest zatrute koniecznością współżycia z masą
przestępców co działali w GUŁagu szacuje on ich ilość na 200 tysięcy
i chciałby widzieć dla nich jakąś odmianę procesu z Norymbergi. Nie
wiem ilu wśród pańskich starszych kolegów jest patologicznych morderców i
sadystów; skłonny jestem szacować ich ilość na jakieś 5 tysięcy i
wiem, że mało jest sądownie akceptowalnych dowodów ich zbrodni. Nie mam
zielonego pojęcia jak rozwiązać tem problem. Współżycie z tymi
kryminalistami zatruwa społeczeństwo, wytłuczenie ich stworzyło by
dwukrotnie większą rzeszę zabójców. Nie znam z historii jednego jedynego
przypadku gdzie rozwiązano by podobne zadanie bez przekazu okropności na
następne pokolenia. Być może z czasem będę coraz mniej o tym myślał, bo jak
być może wie pan z listów słanych przeze mnie (i to wcześniej niż ich
adresaci) wkrótce wyjadę do Brazylii i krajowe problemy będą mi powoli
zmniejszać swą wagę.
Przychodzi mi do głowy tylko jeden pomysł. W książce Andreja Amalrika o
zabawnym tytule
L'Union Soviétique survivra-t-elle en
1984? pisze on, że jego wywody powinny zainteresować sowietologów
tak jak zainteresowałaby ichtiologów wypowiedź ryby. A co by pan na to
powiedział by napisać książkę
Co zrobić z nami, ubekami?
Gwarantuję, że znaleźli by się wydawcy, a co do czytelników, to nawet z
Brazylii natychmiast zamówiłbym sobie jej egzemplarz.