z felietonu 4 z „Makutryny”, 5/XI/02

Zdalny kurs portugalskiego (z wymową brazylijską).
Obsługa klawiatury, akcenty i przecinki:

Andrzej Solecki, Florianópolis, SC, Brazylia

Nieopanowanie języka – Paszoł won!

Powiedzmy sobie jasno: rozmowy internetowe to doskonała szkoła opanowania języka. Gdy wpisałem się na ową listę Polska-L powinienem był natychmiast opanować język i siedzieć cicho, ale mam jakąś skazę genetyczną że jak widzę bzdury to gęba mi się otwiera i dlatego zacząłem rozmawiać z nimi i po paru miesiącach mnie stamtąd na zbity pysk wywalili. I na odchodne napisali mi coś takiego:
Panie Solecki, Panskie "notki" obchodza mnie mniej wiecej tyle, ile zeszloroczne psie g***o na trawniku. Jest Pan bowiem dla mnie nikim.

Inaczej sie pisze listy oficjalne lub poloficjalne – a inaczej np. na liste, gdzie pelni dyzur takie cos, jak "Solecki".

Zreeszta za chwile przestanie Pan uczestnikiem listy. Moze Pan gdzie indziej zajac sie pluciem na swoj kraj i wybielaniem Zydow z UB.

Z nieopisana pogarda i wstretem zegna Pana
mjw

Było to osiem miesięcy temu i od tego czasu chodzę smutny i zagubiony: gdzie dało by się popluć na mój kraj i powybielać Żydów z UB? Przy okazji: parę razy ich pytałem kogo mają na myśli mówiąc o Żydach ale nigdy jasnej definicji nie podali, jeno insynuacje jakieś, że np. Wisława Szymborska to Żyd. Jak na Żyda to niezgorzej ona pisze po polsku.

Dla moich roboczych celów poprzestaję więc na definicji Żyda znalezionej przed wielu laty i która ma dla mnie spory urok: Żyd to jest ktoś kto przez sam fakt swego przyjścia na świat uczestniczy w losie wszystkich Żydów. Bardzo to matematyczne i rekursywne. Napisał to kanadyjsko-izraelski filozof Emil Fackenheim.

Aha, proszę nie mieszać Polska-L z listą dyskusyjną Poland-L, choć podobieństwo nie jest przypadkowe.

A jak osiągnąłem rzadki w świecie Internetu sukces, by bez użycia brudnego języka czy rozsyłania wirusów zostać wyrzucony z listy dyskusyjnej? Co zresztą było szczęśliwą okolicznością, bowiem wypisanie się stamtąd samemu mogło by ujść za przyznanie słabości moich tez – a pozostawanie na liście zatruwało moje czyste i szlachetne serduszko coraz większą dawką niesmaku i zwątpienia w szczęśliwą przyszłość mojej nacji.

Co to za grupa? W parę dni po wpisaniu się tam już wiedziałem, ale przyznaję, że osoba mądrzejsza ode mnie domyśliłaby się prawdy bez wchodzenia tam: to była Grupa Pomidora. Jest źle, kto jest winien? Pomidor. Było źle? Pomidor. Będzie źle? Pomidor. Kwaśniewski niedobry? Jego ojciec Pomidor. Szymborska niedostatecznie katolicko-słowiańska? Pomidor. Kto rządzi we Francji? Pomidor. W Rosji? Zgniły Pomidor. W USA? Pomidor, Pomidor, Pomidor.

Odczuwałem jako mój moralny obowiązek odpowiadanie przynajmniej na część wylewanych tam codziennie antysemickich bzdur. Wiem, że zadanie wyeliminowania antysemityzmu z naszego życia jest niemożliwe i że czy tam jestem czy nie to owe towarzystwo będzie zawsze pomidorować w ten sam sposób. Ale w moim odczuciu nie uwalnia mnie to od potrzeby zareagowania na barbarzyństwo gdy objawia się właśnie tuż przede mną. To nie zbawianie świata ale mojej godności osobistej.

Zabawne, że nawet walcząc z kompletnymi obłąkańcami można to czynić z urokiem i kontrolując własne straty. Dużo silniejsze niż moje dyskusyjne ciosy (w kwestii rzeczowej i konkretnej dokumentacji) zadawała tam Uta, Niemka znająca polski, kobieta o zdumiewającej wiedzy o polsko-niemieckiej historii. Choć nie zawsze obchodzono się z nią po rycersku to jednak jej nie wyrzucano, jakoś jej styl podawania argumentów był dla towarzystwa bardziej strawny niż dania z mojej kuchni.

Gdzie mieściła się ta rana, którą zadałem tak brutalnie moim dyskutantom, że czuli się zmuszeni do wyciepania mnie na zewnątrz? Jestem przekonany, że z licznych tekstów tam posłanych ten, który poniżej reprodukuję, zadecydował o szybkim ucięciu intelektualnej dyskusji. Miano tam mnie bodajże za kogoś naiwnego ale w końcu jednak dobrego Polaka – no i choć sam siebie nie mam za jakąkolwiek „historię sukcesu” to jednak pewna ilość ludzi na świecie uzna, że mieć w swoim gronie uniwersyteckiego profesora przynosi im nieco chwały. Ale mój sarkazm wykazał im, że pod naiwnym przebraniem matematyka siedzi bardzo, bardzo zły nieśródziemnomorski wilk. I wyrzucili mnie.

Lepiej późno niż wcale.

Do oryginalnego postingu dopisałem polskie znaki diakrytyczne i dołożyłem tłumaczenie dwóch angielskich cytatów.


Date: Wed, 13 Feb 2002 21:56:37 -0300 (BRST)
From: Andrzej Solecki <andsol@mtm.ufsc.br>
To: polska@yahoogroups.com
Subject: Re: [polska] Ford

W wątku „Zniewolenie” pan Mirosław Wiechowski cytuje książkę Henry Forda „Międzynarodowy Żyd”. Pani Uta Zablocki-Berlin odseparowała tę kwestię jako odrębny wątek „Ford” i przyniosło to bardzo ciekawą wymianę opinii, doprowadzając do przytoczenia przez pana Marka Pogorzelskiego urywka przedmowy. Rzadko kiedy jakiś materiał zrobił na mnie takie wrażenie. Myślę, że teraz stanie się jaśniejsza moja obsesja z pytaniem o źródła. Gdy jest oryginalny, nie-interpretowany tekst to jest to naprawdę inna sprawa. To tak znaczące i istotne, że pozwolę sobie na powielenie kawałka z owego cytatu:
"It was the Jews themselves who convinced me of the direct relationship between the international Jew and war. In fact, they went out of their way to convince me. On the peace ship were two very prominent Jews. We had not been at sea 200 miles before they began telling me of the power of the Jewish race..."
(„To właśnie sami Żydzi przekonali mnie o bezpośrednim związku łączącym miedzynarodowych Żydów i wojnę. W istocie, zrobili wszystko co mogli by mnie przekonać. Na pokojowym okręcie było dwóch bardzo wybitnych Żydów. Nie oddaliliśmy się od brzegu ani o 200 mil gdy zaczęli mi opowiadać o potędze żydowskiej rasy...”)
Przyznaję, że onegdaj byłem nieco naiwny i takiego jasnego dokumentu to sobie nie umiałbym wyobrazić.

Dłuższa chwila refleksji przyniosła mi z pamięci coś, co wydawało się mieć niejasny związek z tym świadectwem. Była to afera dość głośna tu przed paru laty i o potencjalnych potwornych skutkach. Zaczęło się to gdy w salonie piękności w Rio pani Denise Vieira poznała dwie sympatyczne szatynki i w konsekwencji miłej rozmowy trzy panie postanowiły pójść do wytwornej kawiarni. Po drodze, nie odeszły jeszcze od salonu o 200 metrów gdy szatynki powiadomiły ją o powszechnej i niezachwianej determinacji wszystkich szatynek do radykalnego zakończenia kwestii pipi wszystkich blondynów. Gdy doszły do kawiarni, pani Denise w istocie ujrzała w torebkach obu szatynek pozłacane nożyczki i dowiedziała się wielu burzących krew szczegółów złowrogiego planu.

Rozstawszy się z niemiłą kompanią pani Denise natychmiast zawiadomiła delegado (naczelnika) w najbliższym posterunku policji. Dzięki sprawnej akcji policyjne ostrzeżenie zostało przekazane natychmiast na cały kraj i wszyscy blondyni od razu zaopatrzyli się w aluminiowe slipki. Sytuacja w zasadzie jest kontrolowana: przy próbie romansu z blondynką jakikolwiek blondyn wyrywa kandydatce jeden włos wraz z cebulką by przekonać się, czy blondynka nie jest malowaną fałszywką. Podobno w paru miejscach na prowincji były jakieś przerażające incydenty ale radio Erevań nie dociera tu więc nikt nie wie gdzie co i jak. Ale mimo groźby dla genów włosów blond, na ogół ma się zaufanie do przyszłości, bo jest ogolną opinią, że wkrótce przyjdzie Traktor i To Wyrówna.

I tyle tego na dzisiaj. Jutro opowiem historię o Chłopczyku z Zapałkami a pojutrze o Rudym Kapturku i Łysym Wilku.

=====================

Dla mnie zamyka to wątek owej poleconej lektury. Co do przyszłości, to wiem że w językach zachodnich pojawia się corocznie ponad 100 tysięcy nowych książek, co łącząc z dawną produkcją i przy selekcji sugerowanej przez kompetentne osoby powinno mi dać zajęcie na nastepnych 200 lat. Dlatego bardzo bym prosił, by osoby polecające mi lektury nie polecały materiałów historycznych opierających się na rozmowie z dwoma bardzo wybitnymi osobami. Jeśli wybitne ale bezimienne, to warunkiem wstępnym jest piętnastu. Jeśli niewybitne, ale imienne i do niezależnego sprawdzenia to wystarczy mi pięc. Aha, wolalbym Aryjczykow, bo co do Żydów, to nie sa godni zaufania. Gadają za dużo. A przecież w „Protokołach” (protokół nr 1, punkt 15) obiecują:

Our power [...] will remain invisible until the moment when it has gained such strength that no cunning can any longer undermine it.
(Nasza potęga [...] pozostanie niewidzialną aż do chwili gdy zyska taką siłę, że żadna zręczność nie będzie już mogła jej podważyć.)
Ohydne, niekompetentne gaduły.

Zniesmaczony
Andrzej Solecki