Andrzej Solecki

Fpolis, 14/X/01

Przyczynek na temat czynnika Delton
w teorii nauczania i badań naukowych

Przykro mi, że po tylu latach działalności pedagogicznej mam tak niewiele do powiedzenia na temat jej teorii. Właściwie na temat jej teorii mam tylko jedno do powiedzenia: szczerze jej nie znoszę.

Różne wszystko-istyczne teorie i praktyki łatwo zniesmaczają. Niosą one pogardę dla wieloletnich wysiłków, które wkładasz by zrozumieć jakiś ułomek rzeczywistości. Powiedzmy, że od dziesięciu lat studiujesz liść kasztana albo trójkąt prostokątny albo komórkę z soczewki oka leniwca. Twój wysiłek z wolna kształtuje rozumienie innych aspektów rzeczywistości i współzależności między jednym i drugim elementem niesłychanie złożonej gry - a tu pojawia się

i wykłada ci jak na podstawie jego (jej) wizji łatwo i szybko zrozumieć wszystko, dostając w dodatku za darmo wewnętrzną iluminację (zwiększenie potencji, uwielbienie studentów, lepsze oprocentowanie, wieczne zbawienie).

Przy tym nastawieniu nie jest właściwym rozdymanie teorii, ale będąc jedynie praktykiem czuję się niedoceniony, niezrealizowany i niepełny. Dlatego niniejszym tekstem wkładam do teorii mój przyczynek. Kłopot w tym, że nie umiem z tego przyczynku wyciągnąć wniosków praktycznych, ale to wskazuje, że jest to zaiste przyczynek do teorii.

W moim wydaniu Encyclopaedia Britannica, w artykule z Macropaedia zatutułowanym Literature, Nonfictional Prose stoi ta uwaga:

Autor dialogu nie zwraca się bezpośrednio do publiczności lecz ujawnia różnorodne strony idei. Rozgrywając tę dialektyczną grę może przyjąć rolę przedstawiającego przeciwstawne poglądy [...] a potem przedstawić błędy swych oponentów, kierując czytelnika do przyjęcia wniosków autora. [...] Stałym elementem dialogu jest ironia; etymologicznie termin wywodzi się z formy wypytywania, w której pytający z góry zna odpowiedzi. [...] (w dialogach Platona) protagonista bawi się naiwnością oponentów, którzy w końcu zawsze poddają się.
Nasuwa się refleksja: jeśli „ironia” to „obłudne udawanie” to czemu Sokrates, mądry wychowawca, zabawia się w gierki godne szczeniaka? Niewiedza to upośledzenie, słabszemu oferuje się pomoc a nie wykpiwanie. Wydaje się, że wszystkie systemy etyczne wskazują: „mocny nie powinien bić słabego”.

Ale, ale … A skąd to założenie, że Mistrz jest mocny? Bo jeśli przyjąć, że jest słaby i obity, to w nowym świetle obrazek ma więcej sensu. Opowiadanie o tym „jak to doprowadziłem ucznia do prawdy” to historia rybaka, co puszcza na wolność metrową rybkę bo mu jej żal, bo była w ciąży. Psychologowie nazywają to „kompensacją”. To takie późniejsze dorabianie poprawionej wersji rzeczywistości. A pierwsza wersja rzeczywistości najczęściej jest taka:

Mistrz spotyka grupkę swych uczniów, ale cościk odchudzoną. Połowa zrezygnowała z nauk przed ich początkiem. Pozostali siedzą osowiali i jakby wbrew własnej woli. Alfon przerywa na wstępie i pyta czy będzie mógł wyjść wcześniej. Beton przegląda pod pulpitem Playboy'a. Gamon nie potrafi odpowiedzieć na kontrolne pytanie i wyraźnie ma kłopoty ze złożeniem kupy słów w jedno zdanie. Mistrz rezygnuje z dalszych pytań kontrolnych i mówi do ściany.

Pewnego dnia na spotkaniu czuje się zmianę atmosfery, uczniowie są uśmiechnięci - ale jakoś dziwnie. Musi coś przeskrobali. W istocie, Delton podnosi rękę i zadaje niesłychanie skomplikowane pytanie. Mistrz zbity z tropu odpowiada tak jak go książki nauczyły, ale Delton jest dobrze przygotowany i z niewinną miną wykpiwa odpowiedź Mistrza, sugerując, że mistrz jest niedoukiem, wapniakiem i nie zna postępów wiedzy, szczególnie wiedzy ezoterycznej. Mistrz zawiesza spotkanie i idzie do biblioteki by się poduczyć.

W bibliotece nie znajduje dobrych porad. Kolega Mistrza, także znany i ceniony, proponuje wyrzucenie ucznia ze szkoły, ale choć Mistrz chce wygrać to jednak nie za jakąkolwiek cenę. Nie zwraca uwagi na szlochy swej żony i córek, zamyka się na poddaszu przez tydzień i rozmyśla. Któregoś świtu pojawia się w sypialni głodny i niemile pachnący i oświadcza zdumionej żonie: „znalazłem”.

Na kolejnym spotkaniu Mistrz zaskakuje Deltona swoimi wywodami, ale znienacka coś się budzi w Gamonie, który wykazuje Mistrzowi wewnętrzną sprzeczność jego dwóch argumentów. Mistrz przeprasza, zawiesza spotkanie i wraca na poddasze.

Po paru dniach definitywnie rozwiązuje problem i radośnie pojawia się na spotkanie z uczniami. Ku jego głębokiemu zdumieniu nie widzi równie radosnej reakcji u Deltona, który przyznaje rację, ale niechętnie i z moderowanym zainteresowaniem. Mistrz przypuszczalnie nie dowie się, że Deltonowi cała ta teoria nisko lata i że Deltonowi chodziło o upupienie nadętego nudziarza. Mistrz przyspiesza koniec spotkania i goni do biurka, by zredagować swe obserwacje. Po paru dniach wysyła manuskrypt do Akademii.

Został dany kolejny krok składający się na Postęp Nauki.