______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________
 
  Piatek, 7.05.1993          ISSN 1067-4020                   nr 74
________________________________________________________________________
 
W numerze:
 
              Ewa Korzeniowska - Na tropie Roberta Palma
          Natalia Iwaszkiewicz - Wyzej tylko niebo
            Waclaw Kaczmarczyk - Sekta czy mafia
                                   Rozmowa z Jacques Orefice
Michal Ogorek, Jacek Gawlowski - Kto szybciej do Europy
            Jurek Karczmarczuk - Kacik kulinarny: Coq a la biere
               Ania Romanowska - List do kacika kulinarnego
________________________________________________________________________
 
[Od Red. dyz.: Ogladalem ze dwa miesiace temu w telewizji kanadyjskiej
 sprawozdanie na temat bezradnosci oszukanych rolnikow w Polsce, ktorzy
 nie otrzymali pieniedzy od kanadyjskiego kontrahenta za ich produkty
 przekazane do Rosji za jego posrednictwem; dopadniety przez reportera
 Kanadyjczyk wykrecal sie sianem. Na wstepie zamieszczamy obszerne
 sprawozdanie na ten temat. Z kolei, w pierwsza rocznice tragicznej
 smierci polskiej alpinistki Wandy Rutkiewicz, przedruk artykulu z
 polskiej prasy. Nastepnie mamy blok materialow przygotowanych przez
 Jurka Karczmarczuka: wywiad z dostojnikiem europejskiej masonerii,
 zastepca Wielkiego Mistrza Wielkiego Wschodu Francji, opis aktualnej
 tematycznie gry planszowej oraz kacik kulinarny z listem.  M.B_cz]
________________________________________________________________________
 
[Pelen tekst mial sie ukazac w "Polityce" z dnia 27.04.1993, zas
poprzednio ukazal sie w "Pacyfiku", skr. red.]
 
Ewa Korzeniowska, Victoria, BC. Kanada
 
 
                     NA TROPIE ROBERTA PALMA
                     =======================
 
Jest takie miasto w Kanadzie, gdzie zbiegly sie sciezki pozornie niczym
ze soba nie zwiazanych osob i instytucji. Punktem zbieznym dla
kanadyjskiego urzedu podatkowego, polskich rolnikow, amerykanskiego FBI,
Banku Ukrainskiego i komornika, Holendra dzialajacego na zlecenie
polskiej firmy handlowej jest Robert Palm, biznesmen mieszkajacy
Kanadzie, w stolicy prowincji Brytyjskiej Kolumbii, Victorii. Tutaj
znajduja sie biura firmy, z ktorych Robert Palm prowadzi rozlegle i
skomplikowane operacje biznesowe w czasie, gdy nie odbywa jednej ze
swych licznych sluzbowych podrozy do najbardziej egzotycznych lub
zapomnianych zakatkow swiata.
 
Advance Capital Services, bo tak nazywa sie jego kanadyjska firma w
Victorii, ma powiazania z miedzynarodowymi organizacjami
chrzescijanskimi i zajmuje sie, miedzy innymi, dzialalnoscia
charytatywna.
 
 
                      KARTOFLE I SLOWO SWIETE
 
To wlasnie pobudki humanitarno-chrzescijanskie kierowaly Robertem
Palmem, gdy w kwietniu 1992 roku wybral sie do Rosji z propozycja
bezzwrotnej pomocy materialnej oraz ze sterta Biblii i dewocjonaliow pod
pacha. Pojawienie sie Palma w Moskwie bylo jakby odpowiedzia na
modlitwy narodu, w ktorym 1/3 ludnosci zyje ponizej granicy biedy.
 
W kwietniu 1992 roku do Moskwy dotarl pociag towarowy, w ktorego
skladzie znajdowalo sie 88 wagonow wyladowanych zywnoscia, stanowiaca
humanitarny dar biznesmenow z Kanady i Stanow Zjednoczonych. Tysiace
ton ziemniakow, zboza i konserw miesnych przeznaczono na pomoc dla
glodnych i potrzebujacych Rosjan. Wraz z zywnoscia przyslano do Rosjii
3.5 miliona Biblii i innego rodzaju literatury o tematyce religijnej.
Inicjatorem tej akcji byl Robert Palm.
 
W ubieglym roku, zaraz po tym jak transport zywnosci i dewocjonaliow
dotarl do Moskwy, Robert Palm w trakcie rozmowy z przedstawicielem
telewizji kanadyjskiej w Moskwie, Robertem Hershem, powiedzial:
 
 `Zywnosc ta jest darem humanitarnym chrzescijanskich biznesmenow
 Polnocnej Ameryki, ktorzy prowadza dzialalnosc charytatywna w calym
 swiecie.'
 
Robet Palm twierdzi, ze jest reprezentantem jakiejs wielkiej
chrzescijanskiej organizacji, ktora dysponuje setkami milionow dolarow,
przeznaczonych, miedzy innymi, na propagowanie `Slowa Bozego', na rozwoj
ekonomii i na pomoc humanitarna.
 
Chrzescijanskie tradycje tkwia w Robercie Palmie gleboko. W latach
siedemdziesiatych byl on pastorem kosciola protestanckiego w miasteczku
Princeton w Brytyjskiej Kolumnii. Od tamtych czasow jest zaangazowany w
roznego rodzaju operacje biznesowe, poczawszy od eksploatacji ropy
naftowej i gornictwa metali szlachetnych, poprzez handel
nieruchomosciami, az do miedzynarodowych transakcji bankowych.
 
 
                        POLSCY KONTRAHENCI
 
Zywnosc przeznaczona na humanitarna pomoc dla Rosji pochodzila z Polski
i zakupiona zostala poprzez posrednika handlowego - polska firme
Hod-Impex. W 1992 roku Hod-Impex byl stawiajacym pierwsze kroki
przedsiebiorstwem, dla ktorego skup i wysylka zywnosci do wschodniego
sasiada stanowila pierwsza powazna operacje handlowa. Palm wywarl na
Polakach sympatyczne wrazenie, imponowal im swoja religijna postawa, a
jego obietnica twardej waluty za polska zywnosc zawrocila w glowie
pracownikom Hod-Impexu.
 
Rzecznik firmy, Andrzej Janecki:
 
 `To bylo wspaniale. Jedynym problemem, jaki mielismy w tym czasie, byl
 fakt, czy jestesmy na tyle silni, aby dac rade temu zamowieniu.'
 
 
                       ROSYJSCY POSREDNICY
 
Dystrybucja zywnosci w Rosji zajela sie na polecenie Palma Rosyjska
Armia. Emerytowany general lotnictwa Wiktor Andrejew zatrudniony zostal
przez kanadyjskiego filantropa jako szef calej operacji. Jednak w
trakcie dystrybucji rozdano biednym tylko polowe przeslanej zywnosci, a
reszte, po prostu, sprzedano. General Wiktor Andrejew twierdzi, ze
zywnosc zostala sprzedana z polecenia Roberta Palma.
 
Tajemnica jest obecnie, co stalo sie z pieniedzmi uzyskanymi z sprzedazy
polskiej zywnosci, natomiast wiadomo z cala pewnoscia, ze obiecane
pieniadze nie dotarly do Polski. Hod-Impex nie otrzymal centa od pana
Palma, chociaz firma wyslala do Rosji transport zywnosci na sume 37
milionow dolarow.
 
Andrzej Janicki:
 
 `Wypelnilismy wszystkie podpisane uprzednio zobowiazania do pewnego
 momentu. Dostawy zostaly wstrzymane z powodu braku funduszow.'
 
Gdyby pracownicy Hod-Impexu mieli wiecej informacji na temat Roberta
Palma i jego biznesowych przedsiewziec, z pewnoscia nie wchodziliby z
nim w zadne transakcje.
 
Dwa miesiace wczesniej Palm przebywal w Rosji, gdzie oferowal swoja
nieograniczona materialna pomoc. Obiecal w Moskwie, ze pomoze odbudowac
rosyjska gospodarke, finansujac eksploracje ropy, inwestujac w budowe
subsydiowanych mieszkan dla najbiedniejszych i zakladajac siec sklepow
spozywczych. Do tego rodzaju inwestycji potrzebowal duzej ilosci rubli,
a Rosjanie mieli ich pod dostatkiem.
 
Palm wszczal pertraktacje z ukrainska firma kredytowa Batkiwszczina,
ktora posiada swoje przedstawicielstwo w Los Angeles w Kaliforii.
Podczas rozmow uzgodniono, ze Batkiwszczina bedzie posredniczyc w
sprzedazy Robertowi Palmowi 2.24 miliardow rubli z Rolniczo-Przemyslowego
Banku Ukrainskiego w Kijowie. Ruble zdeponowano w Moskiewskim banku, a
Palm zobowiazal sie zaplacic za nie amerykanskimi dolarami, ktore tak
bardzo Rosji sa potrzebne. Suma w wysokosci 42 milionow dolarow miala
zostac wplacona na konto firmy Batkiwszczina w banku w Chicago.
 
Niestety, Robert Palm nie dotrzymal umowy.
 
 
                        CZEKI BEZ POKRYCIA
 
Philip Kaufler, prawny przedstawiciel Batkiwszcziny w Polnocnej Ameryce,
powiedzial:
 
 `Po siedmiu dniach, gdy pieniadze nie nadeszly, rozpoczela sie kampania
 korespondencyjna. W listach Robert Palm przepraszal za opoznienie w
 platnosciach tlumaczac sie opoznieniami w operacjach bankowych, proszac
 o wiecej czasu. Po kilku przepraszajacych listach, aby go uspokoic,
 Palm wyslal mojemu klientowi listy kredytowe wartosci 35 milionow
 dolarow, ktore mogly byc zrealizowane tylko w korporacji finansowej
 Cartesa w ksiestwie Lichtenstein. Zanim jednak Batkiwszczina mogla je
 zrealizowac, firma w Lichtenstein ulegla likwidacji. Listy kredytowe
 okazaly sie wiec bezwartosciowymi swistkami papieru, podpisanymi przez
 prezesa i naczelnego dyrektora korporacji, Roberta Palma.'
 
 
           FILANTROP ODPOWIADA NA PYTNIA REPORTERA CTV
 
Ani Hod-Impex, ani Batkiwszczina od miesiecy nie miala wiadomosci od
Palma. Dziennikarz CTV odnalazl go w Victorii. Robert Palm w
towarzystwie zony i corki wybieral sie wlasnie do kosciola.
 
- Trudno pana zlapac, panie Palm. Polska firma Hod-Impex dawno nic od
pana nie slyszala. Podobno jest im pan winien 50 milionow dolarow, czy
to prawda?
 
- Nie jestesmy im winni 50-ciu milionow dolarow.
 
- Wiec ile jest im pan winien, 40 milionow?
 
- Nie jestesmy im winni 40-stu milionow.
 
- Widzielismy w Polsce panskie listy i odpowiedzi na nie. Rzecz w tym,
ze pan przestal sie do nich odzywac.
 
- To nieprawda, nasi ludzie caly czas intensywnie pracuja nad ta sprawa.
To tylko metody nacisku, jakich uzywa w stosunku do nas polska firma.
Oni probuja od nas wyludzic te pieniadze.
 
- Dlaczego zdecydowal sie pan na wspolprace z Rosja - jakie kierowaly
panem pobudki?
 
- Jedna z nich sa nasze prywatne religijne przekonania, ze wszyscy
ludzie na swiecie maja prawo jesc i wszyscy na swiecie maja prawo do
religii. To glowne czynniki, ktore byly nasza motywacja na prowadzenie
tego rodzaju akcji.
 
- Wrocmy do sprawy zywnosci z Polski. Czy zostala ona zaplacona?
 
- Nie, nie zaplacilismy im. Oni dostarczyli ziemniaki, zboze i mieso.
Ziemniaki, ktore mialy pochodzic z nowego zbioru, stanowily najwiekszy
procent calego naszego transportu. Okazalo sie, ze ziemniaki byly
zeszloroczne, albo nawet sprzed dwoch lat. Niektore z nich byly juz tak
stare, ze zaczynaly gnic.
 
- Ale skad w kwietniu i maju mozna wziac w Polsce mlode swieze
ziemniaki?
 
- Oni maja tam wczesne zbiory, ktore wlasnie mialy byc dostarczone.
 
Jak wiadomo pierwsze ziemniaki gotowe sa w Polsce do zbioru dopiero w
czerwcu. Jasno stad wynika, ze w kontrakcie chodzilo o zeszloroczne
ziemniaki. Tak samo zreszta twierdzili przedstawiciele Hod-Impexu oraz
rolnicy ze wsi Osadno.
 
- A co sie stalo z dwoma miliardami rubli? - pyta kanadyjski
dziennikarz.
 
- Nigdy nie otrzymalem zadnych rubli ani od Batkiwszcziny ani od
Ukrainskiego Banku Rolniczo-Przemyslowego. Cztery miesiace temu ten
bank przyslal list informujacy nas o transferze rubli, ale my nie
zawieralismy z nimi kontraktu.
 
- Oni zadaja od pana pieniedzy.
 
- Ale dlaczego ode mnie? Ja nie mam z nimi kontraktu.
 
- Ale jest pan przezydentem firmy.
 
- Nie mam z nimi kontraktu, ja podpisalem umowe z Batkiwszczina, ale nie
dostalem od nich zadnych rubli.
 
- Ale przeciez sa dowody na to, ze ruble to zostaly przelane na panskie
konto.
 
- Moze i sa jakies dowody, ale ja nie wiem nic o tych rublach.
 
- Czy jest pan winien Polakom dwadziescia piec milionow dolarow?
 
- Z punktu widzenia etycznego i moralnego byc moze, z punktu widzenia
realnego z cala pewnoscia nie. Czy im zaplacimy 25 milionow? Mozliwe,
moze nawet damy im 30 lub 35 milionow razem z procentami. Ale to nie
bedzie zaplata za faktyczne wywiazanie sie z warunkow umowy. To bedzie
zaplata wynikajaca z naszego zrozumienia trudnej polskiej sytuacji i z
naszej dobrej chrzescijanskiej woli i altruistycznych pobudek.
 
 
          Z AMSTERDAMU DO VICTORII NA POLECENIE WARSZAWY
 
Zniecierpliwieni Polacy przyslali w polowie lutego Francisa de Laat,
ktory jest pracownikiem firmy zajmujacej sie egzekwowaniem zaleglych
dlugow od upartych i trudnych dluznikow. Pan de Laat przyjechal do
Kanady z pustymi rekoma bez odpowiednich dokumentow i pelnomocnictw oraz
bez zadnej szansy na wydobycie pieniedzy od prywatnego kanadyjskiego
obywatela. W trakcie spotkania, jakie de Laat przeprowadzil z Robertem
Palmem, okazalo sie, ze dla zakonczenia transakcji i uiszczenia
zaleglych oplat niezbedne sa jakies dokumenty wystawione przez strone
polska. De Laat wrocil wiec do Warszawy, by po dwoch tygodniach znowu
pojawic sie w Victorii z odpowiednimi dokumentami. Tym razem Palm mial
zastrzezenia co do sumy, jakiej zada Hod-Impex, ktorego rachunki
wystawione sa na przeszlo 50 milinow dolarow, i twierdzil, ze winien
jest polskiej firmie 25 milionow. W trakcie gdy przebiegala rozmowa,
przyjechala policja wezwana uprzednio przez Palma i Palm zlozyl
zeznanie, oskarzajac de Laat'a o to, ze podczas rozmowy siegal on do
prob szantazu, wymuszania i pogrozek w stosunku do rodziny Roberta
Palma.
 
               ZAPLACI... NIE ZAPLACI... ZAPLACI...?
 
Po rozmowie de Laat byl przekonany, ze Robert Palm nie ma zamiaru nikomu
zaplacic zlamanego centa. Tym niemniej porozumial sie ze strona polska,
ktora w koncu zgodzila sie na proponowane przez Palma 25 milionow
dolarow. Francis de Laat udal sie wiec do najlepszego w miescie
prawnika, Chrisa Considine, ktory wystosowal do Roberta Palma odpowiedni
list w tej sprawie wyznaczajac na ostateczny termin platnosci piatek 5
marca 1992 roku do godziny 16. Oczywiscie, termin minal i nic sie nie
stalo, a Francis de Laat wyjechal z Victorii z pustymi rekoma.
 
 
                        KOLO SIE ZACIESNIA
 
Ostatnio sprawe przeciwko Palmowi wniosla do sadu amerykanskiego
ukrainska firma Batkivszczina oraz Ukrainski Bank, ktory zada zwrotu 31
miliona dolarow.
 
Osoba Roberta Palma interesuje sie tez FBI, ktore przyslalo do Victorii
dwoch swoich agentow, prowadzacych dochodzenie w sprawie jednej z
kalifornijskich firm, zwiazanej interesami z Palmem i jego wspolnikami z
chrzescijanskch organizacji.
 
 
                            PRZYSZLOSC
 
Male istnieja szanse na to, ze Polacy odzyskaja swoje pieniadze. Polscy
rolnicy, ktorzy tak naiwnie uwierzyli zachodniemu biznesmenowi,
przychodzacemu do nich ze Slowem Bozym na ustach, beda sie musieli
pogodzic z poniesionymi stratami.
 
Hod-Impex byc moze przestanie istniec, a jego wlasciciele, byc moze
wzbogaceni kanadyjskimi dolarami, zaloza jakas inna firme handlowa.
Robert Palm dalej prowadzic bedzie swoje ciemne interesy. Podobno juz
zaczal nawet pertraktowac z rolnikami chinskimi w sprawie eksportu
zywnosci do Rosji.
 
                                                Ewa Korzeniowska
________________________________________________________________________
 
[Kobieta i Zycie, 10.06.1992, podal Zbyszek Pasek]
 
Natalia Iwaszkiewicz
 
 
                      WYZEJ TYLKO NIEBO
                      =================
 
                     `...  Walcze az do gorzkiego konca,
                     przeciwko nim, przeciwko tobie,
                     przeciwko sobie samej i wygram,
                     poniewaz nie mam innego wyjscia.'
 
Akurat ten fragment swego ulubionego wiersza przytoczyla, gdy kilka lat
temu zapytalam ja o kredo zyciowe.
 
Umiala walczyc. I dotad zawsze wygrywala z wlasnymi slabosciami i
ograniczeniami: lekiem, bolem, samotnoscia. Mowila wtedy:
 
- Wspinaczka wysokogorska niesie ze soba cierpienia i fizyczne, i
psychiczne. Rownoczesnie daje poczucie wlasnej wartosci, jest proba
charakteru, spelnieniem potrzeby ryzyka, ktorego nie lubie, ale bez
ktorego juz nie potrafie sie obejsc. Kontakt z przyroda, grozna, bo
gory nie lubia byc deptane, niebywale doznania intelektualne i
estetyczne, ktore przezywa sie tam wysoko - wszystko to jest mi
potrzebne do zycia. Wspinaczka jest dla mnie po prostu rodzajem
tworczosci, jaka uprawiam.
 
Nie miala sobie rownych wsrod wspinajacych sie kobiet. I na palcach
jednej reki mozna policzyc mezczyzn, ktory dotrzymywali jej kroku.
Chciala, jako trzecia w swiecie, po Reinholdzie Messnerze i Jerzym
Kukuczce, zdobyc `korone Himalajow', wszystkie czternascie najwyzszych
szczytow kuli ziemskiej. Byla juz blizej niz dalej w upartej, nie
wolnej od dramatow, wedrowce do tego celu. Osmiokrotnie stawala na
`dachu swiata'. Kangchendzonga miala byc tym dziewiatym
osmiotysiecznikiem.
 
Gdy zapytalam, jaki rachunek wystawiaja gory jej, kobiecie, Wanda
Rutkiewicz powiedziala:
 
- Plec nie ma tu znaczenia, liczy sie charakter. Oblodzone gory sa
rownie bezlitosne dla wszystkich. Tam wysoko widzialam placzacych ze
strachu mezczyzn i kobiety nie poddajace sie lekowi w najgrozniejszych
sytuacjach. Kazdy z nas wie, ze moze zginac. Wspinaczka to ustawiczna
walka ze strachem. Mozna i trzeba go opanowac, w tym chyba miedzy
innymi tkwi istota czlowieczenstwa. Kiedy nad nami jest juz tylko
niebo, swiat odbiera sie prosciej. Nie ma polprawd, nie ma poltonow,
nie ma polcieni, nie ma polszeptow. Wszystko jest czarne albo biale,
zimne albo gorace. I albo sie przezyje, albo nie.
 
W gory, przed trzydziestu laty, poprowadzil ja ojciec:
 
- To on nauczyl mnie, ze w gorach trzeba byc przygotowanym na wszystko,
takze na najgorsze - mowila w wywiadzie dla "KiZ".
 
Opowiadala mi o dlugiej drodze, ktora przeszla od slaskiej Sobotki do
Everestu-Czomolungmy - bogini, `matki gor'. Elementarz wspinaczki
przerabiala w Gorach Sokolich, w okolicach Jeleniej. Technike zdobywala
na tatrzanskich turniach. Pokonywania obezwladniajacego strachu, wiary w
siebie, nauczyla sie na polnocnej scianie Eigeru, niezbednej precyzji
ruchow - na wschodnim filarze norweskiego Trollryggenu, koncentracji - w
czasie zdobywania alpejskich stromizn.
 
W dniu, w ktorym Polak zostal Papiezem - zdobyla Mount Everest (8848 m).
Na najwyzszym szczycie swiata stanela jako pierwsza Europejka, pierwszy
Polak (bo nie tylko Polka!), a trzecia kobieta w historii. Pozniej, rok
po roku, wyruszala na kolejne wyprawy. W 1985 roku, na przyklad,
wyjechala w Andy i tam pokonala w stylu alpejskim poludniowa sciane
Aconcagua (6959). W tym samym roku weszla na Nanga Parbet (8125 m) w
Himalajach; byla to pierwsza kobieca wyprawa, ktora osiagnela ten
szczyt.
 
Rok pozniej stanela na K-2 (8611 m) w Karakorum. Ale po powrocie do
kraju powiedziala publicznie:
 
- Nienawidze gor!
 
Zapytalam wowczas o powod tego bolesnego wyznania. Odrzekla:
 
- Tak to wtedy czulam. Moj najwiekszy dotad sukces - jako pierwsza na
swiecie kobieta zdobylam drugi co do wielkosci szczyt ziemi K-2 - zbiegl
sie z osobista tragedia, z ktorej nie moge sie otrzasnac. Tego feralnego
1986 roku zginelo w wysokich gorach 12 znajomych mi osob. Z kilkoma z
nich bylam serdecznie zaprzyjazniona. Nie moge, po prostu nie moge
przestac myslec o Mrowce - Dobroslawie Miodowicz-Wolf.
 
Byla wspanialym czlowiekiem i wspaniala alpinistka. Dala przyklad
niezwyklego bohaterstwa, walczyla o zycie wlasne i partnerow az do
konca. Nie poddala sie ani przez moment. Wiedziala, ze aktywnosc jest
jedyna forma przetrwania niepogody, ktora ich tam, na wysokosci 8000 m
zaskoczyla. Zginela, a wlasciwie zaginela doslownie o krok od obozu...
Nikt nie wie, co sie z nia stalo.
 
W pol roku pozniej Wanda Rutkiewicz znowu wyruszyla w gory. - Ja juz nie
umiem zyc inaczej - powiedziala mi.
 
Anglik Mallory, zapytany, dlaczego wchodzil na Mount Everest, odrzekl
krotko: `Poniewaz on istnieje!' Co pchalo tam wysoko Polke? Przez
chwile zastanawiala sie, zanim odrzekla:
 
- Nie wiem... moze wspinam sie po to, aby przekonac sie, jak droga mi
jest zwykla codziennosc... Moze po to, aby po powrocie na dol docenic,
jak smakuje kubek herbaty po dniach pragnienia, sen po bezsennosci,
cisza po wichurze, cieplo po godzinach przerazliwego zimna, spotkanie z
przyjaciolmi po dlugiej samotnosci.
 
Dobiegala piecdziesiatki. Miala swiadomosc, ze uplyw czasu jest
bezlitosny takze dla niej. Chciala zdazyc. Spieszyla sie. Miala juz za
soba wejscie na Shisha Pangma (8047 m), w 1990 roku osiagnela kolejne
dwa osmiotysieczniki: Gasherbrum I (8068 m) i Gasherbrum II (8035 m). W
zeszlym roku [1991] weszla na Cho Oyu (8153 m) i Annapurne (8091 m),
ktora juz raz, przed laty nie poddala sie; przyplatalo sie zapalenie
pluc i Wanda Rutkiewicz musiala schodzic z wysokosci 7000 m w dol. Nie
chciala sama ryzykowac.
 
Ale rownoczesnie zapominala o sobie, gdy trzeba bylo pomoc w gorach
innym:
 
- Lina jest dzisiaj na scianie pojeciem symbolicznym, ale ona nadal nas
wspinajacych sie, laczy `w szczesciu i nieszczesciu'.
 
W tym roku [1992] chciala koniecznie zdobyc Kangchendzonge. Juz raz, w
zeszlym roku jej sie to nie udalo. Rozmawialam z nia telefonicznie w
ostatnia sobote lutego, poznym wieczorem, w przededniu ostatniego
wyjazdu w Himalaje. Byla dobrej mysli. Umowilysmy sie na rozmowe po jej
powrocie, liczyla, ze nastapi to w koncu maja.
 
Powiedzialam wiec:
 
- Do zobaczenia pani Wando.
 
- Do zobaczenia - odrzekla. I odlozyla sluchawke.
 
                                          Natalia Iwaszkiewicz
________________________________________________________________________
 
["Przekroj" nr 10 z 7.03.1993. Rozmowa z dr Jacques Orefice,
 dostojnikiem europejskiej masonerii, zastepca Wielkiego Mistrza
 Wielkiego Wschodu Francji. Rozmawial Waclaw Kaczmarczyk. Przepisal
 J.K_uk]
 
 
                           SEKTA CZY MAFIA?
                           ================
 
- Religijna sekta, polityczna mafia; przepraszam pana, ale tak sie o
was mowi, nie tylko w Polsce.
 
- Klimat nie sprzyjajacy masonerii, objawiajacy sie w mniejszym lub
wiekszym stopniu w roznych czesciach swiata, umacnia nas tylko w
przekonaniu o potrzebie istnienia naszego ruchu. Fundament naszej
pracy, czysto intelektualnej i psychologicznej, to poszukiwanie
najlepszych cech czlowieczenstwa w duchu tolerancji i zrozumienia,
proba odpowiedzi na proste pytanie - jak zyc lepiej z pozytkiem dla
siebie i innych.
 
- To brzmi tak pieknie, jak tajemniczo i groznie postrzegana bywa
dzialalnosc kazdego tajnego sprzymierzenia. Zrazu pojawia sie pytanie -
przeciw komu to sprzymierzenie? Dzialacie panowie wedle swoich
tajemnych rytow, hierarchii wtajemniczenia, jakby w podziemiu?
 
- To czyste nieporozumienie. Nie jestesmy zadnym tajnym
sprzymierzeniem, dzialamy dla siebie i innych, a nie przeciw
komukolwiek. Pan mowi o podziemiu, a w Paryzu wszyscy wiedza, glosza to
zreszta stosowne napisy na budynkach, ze ten dom przy ulicy Cadet jest
siedziba Wielkiego Wschodu Francji, naszych swiatyn. Tajemnica
oglaszana w gazetach jest nasz udzial w akcjach charytatywnych,
solidarnosciowych, spolecznych. Znane sa nazwiska Wielkiego Mistrza,
jego zastepcow.
 
- Ale tylko nazwiska. Listy czlonkow kazdej lozy sa scisle tajne!
 
- No coz, nie wywieszamy listy nazwisk na drzwiach naszych swiatyn,
skoro niektorzy sposrod nas zyja jeszcze tylko dlatego, ze nie
wiedziano o ich przynaleznosci do masonerii. Przesladowano nas nie
tylko podczas drugiej wojny swiatowej, w historii zdarzalo sie to
czesciej. Wiedza cos na ten temat takze nasi polscy bracia, ktorzy
jeszcze trzy lata temu nie mieli prawa zrzeszac sie i dzialac w lozach
wolnomularskich. Teraz, w krajach wolnych i prawdziwie demokratycznych
przynaleznosc do masonerii jest blizsza owej tajemnicy poliszynela
nizli faktycznego sekretu.
 
- No tak, tylko gdyby nie panskie specjalne zezwolenie, nigdy nie
obejrzalbym i nie zrobil zdjec waszych swiatyn. Zreszta fotografii tych
swiatyn nigdy jeszcze w gazetach nie widzialem. I w ogole nie dostalbym
sie do tego budynku.
 
- Przesadza pan. Nasze muzeum jest otwarte dla wszystkich, kazdy
naprawde zainteresowany latwo dotrze do ksiegozbiorow literatury
masonskiej, gdzie dowie sie wszystkiego o zasadach naszego dzialania, o
naszych rytach, tak dla pana tajemniczych. W panskim kraju wspaniala
biblioteke masonska znajdzie pan w Korniku pod Poznaniem. A sekret
naszych swiatyn? Powiedzialbym raczej, ze nasza praca w lozach wymaga
pewnej intymnosci, chwilowej izolacji od otoczenia, spokojnej
celebracji rytualu.
 
- Nalezy do niego sposob przyjmowania nowych czlonkow. Kazdy musi
przedstawic trzy obszerne dokumenty: dokladny zyciorys, swoje
przekonania polityczne i religijne. Chcecie wiedziec wszystko, a
przyjmujecie tylko `swoich', myslacych tak samo. Zwyczajna mafia.
 
- Nieprawda. Chcemy wiedziec duzo, ale - na rownych prawach -
przyjmujemy bogatych i biednych, wierzacych i ateistow, polityczna
prawice i lewice. Gdybysmy przyjmowali wylacznie jednako myslacych, to
mialby pan prawo oskarzac nas o sekciarstwo.
 
- A ciagle powtarzane oskarzenia o mafijna dzialalnosc polityczna?
Lepiej niz ja pamieta pan, jak we francuskim parlamencie pewien
minister chcac przeglosowac kontrowersyjna ustawe, uzyl waszego tajnego
znaku, by nakazac deputowanym - wolnomularzom (stanowili wtedy
wiekszosc!) uchwalenie rzeczonego projektu.
 
- Taki przypadek zdarzyl sie jeden, jedyny raz, w okreslonym kontekscie
historycznym i politycznym. Nie sadze, aby chcial pan tylko dlatego, ze
w historii Kosciola katolickiego byl okres bardzo krwawej dzialalnosci
Swietej Inkwizycji, dezawuowac caly dorobek Kosciola. Masoneria, jak
kazdy rodzaj ludzkiej aktywnosci, nie moze byc doskonala, zdarzaja sie
nawet wypaczenia, takie jak wloska loza P2. Ale powiem panu, ze
wszystkie te loze, czy obediencje, ktore `zabawialy sie' zdobywaniem
wladzy, politycznej badz ekonomicznej, umieraly jedna po drugiej. Bo
taka dzialalnosc stanowi zaprzeczenie istoty wolnomularstwa. To jest
tak, jakby chcial pan zwykla krowe karmic miesem. Ona zdechnie, bo jest
to wbrew jej naturze.
 
- Panie Wielki Mistrzu, nie chcialbym pana urazic, ale mam tutaj do
czynienia z samymi wielkosciami. Wielka Loza, Wielki Wschod, WIELKIE
LITERY...
 
- Wielka Loza oznacza li tylko i po prostu strukture federacyjna.
Zrzeszone w niej zwyczajne loze pracuja wedle tego samego rytu, np.
francuskiego, czy szkockiego. Takich rytow opartych na wspolnej
konstytucji, ale troche sie rozniacych, mamy ponad 30. Natomiast Wielki
Wschod Francji oznacza federacje loz i rytow.
 
- Wielki Wschod Francji, glowny osrodek europejskiej masonerii
liberalnej, dziala teraz energicznie dla reaktywowania wolnomularstwa w
Polsce. Czy dlatego, aby nie stracic tutaj wplywow na rzecz Wielkiej
Lozy Anglii?
 
- Nie mamy nic przeciwko Wielkiej Lozy Anglii. Wiadomo zreszta, ze choc
dzialamy wedle tych samych zasad, tej samej `konstytucji'
wolnomularstwa ogloszonej przez Andersona w 1723r., to nie my, Wielki
Wschod Francji, uzurpujemy sobie prawo `koncesjonowania' dzialalnosci
loz masonskich na calym swiecie. Natomiast pomagamy odradzajacemu sie
wolnomularstwu polskiemu glownie dlatego, ze ma ono swoje wielkie,
znaczace w historii tradycje. Pozwole sobie przypomniec tylko, ze
obchodzono niedawno 200-lecie pierwszej liberalnej konstytucji
europejskiej i jednej z pierwszych na swiecie - polskiej Konstytucji 3
maja. A byla ona w znacznej mierze efektem myslenia i dzialania
polskiej masonerii. Dzialania zgodnego z duchem konstytucji naszego
ruchu, o ktorym wspomnialem przed chwila.
 
- Czy w dzisiejszej Polsce widzi pan realne szanse odrodzenia tych
`znaczacych historycznych tradycji'?
 
- Widzi pan... zyje wsrod nas wielu Polakow, solidnie juz
zakorzenionych w spoleczenstwie francuskim, ktorzy kiedys z powodow
ekonomicznych badz politycznych znalezli sie w naszym kraju. Czesc z
nich uznala za swoj obowiazek nie tylko zachowac i chronic swoje
wolnomularskie tradycje, ale w dogodnym momencie reimportowac,
przywrocic je do Polski. Dzieki tym wlasnie ludziom, ich spolecznej
pozycji we Francji mozemy mowic o szybszym i skuteczniejszym odradzaniu
masonerii w Polsce niz w innych krajach.
 
- Wiec ten dogodny moment wlasnie nastapil?
 
- Wolnomularstwo nawet w swojej nazwie zawiera swa istote - wolnosc.
Zas momentem dogodnym uznalismy wspolnie czas wolnosci, wiekszej
liberalizacji - nie tyle nawet narodu, co kazdego czlowieka.
 
- Czy takze wtedy, kiedy slychac jeszcze glosy, nie tylko zreszta w
moim kraju, ze wszystkiemu winni sa masoni, Zydzi i komunisci?
 
- Powtarzam czasem, ze antymasonizm uzasadnia istnienie masonerii.
Umacnia potrzebe jej dzialania, poniewaz idee i wartosci, jakie ruch
nasz wyznaje i przynosi, napotykaja na opory i przeszkody. A ze sa to
wartosci gleboko humanistyczne, fundamentalne, wiec nie trzeba
dowodzic, ze wszedzie tam, gdzie istnieje silny antymasonizm, masoneria
jest potrzebna.
 
- Nawet w kraju tak bardzo katolickim jak Polska, gdzie fundamentalne
wartosci humanistyczne utozsamiane sa z wartosciami chrzescijanskimi?
 
- Znane sa zaslugi Kosciola katolickiego w Polsce, zwlaszcza w historii
ostatnich kilkudziesieciu lat. Trudno przecenic to wszystko, co papiez
Jan Pawel II uczynil dla narodu polskiego, jego woli przetrwania i
odzyskania suwerennego panstwa. W zadnym stopniu podobnych zaslug nie
moze sobie przypisywac wolnomularstwo. Uwazam jednak, ze takze Kosciol
nie moze - mimo wszystko - przypisywac sobie prawa do narzucania
pewnych wartosci wszystkim, calemu spoleczenstwu. Ma Kosciol oczywiste
prawo zajmowania stanowiska i prezentowania go swoim wyznawcom, ale nie
wszystkim. Mowie o tym nie tyle po obserwacji przebiegu debaty o
aborcji, bo problem ten wszedzie - i u nas - jest ostro dyskutowany,
choc jednak troche inaczej. Natomiast zaskoczony bylem podczas
ostatniej kampanii wyborczej do polskiego parlamentu apelami z ambon
niektorych polskich kosciolow. Nawolywanie, aby Zydzi glosowali na
Zydow, komunisci - na komunistow, masoni - na masonow, a katolicy - na
katolikow, bylo dla mnie szokujace nie tylko dlatego, ze Zydow bylo
wtedy w Polsce okolo 4 tysiecy, a masonow nie wiecej niz 50, rzecz w
tym, ze propozycja takiego dzielenia spoleczenstwa na klasy wyznaniowe,
ideowe, czy filozoficzne padla z ust ludzi wyksztalconych i bardzo
kompetentnych. Dotyczy to, oczywiscie, tylko czesci polskiego kleru,
ale bardzo zadziwia.
 
- Czy nie sadzi pan, ze dla pewnej czesci kleru, nie tylko zreszta dla
ksiezy, wolnomularstwo zawsze bylo swego rodzaju konkurencyjna, by nie
powiedziec - wroga religia? Tak jak w zakonach tytulujecie siebie
bracmi, swoj rytual praktykujecie we wlasnych swiatyniach...
 
- ... wiec juz w 1738 r. potepil nas papiez Klemens XII, a w 1869 r.
nalozono na wolnomularzy ekskomunike. Co prawda w znacznym stopniu
wymazal to Sobor Watykanski II, ale na pelna rehabilitacje jeszcze
poczekamy. Galileusz tez troche czekal.
 
- No coz, wolnomularstwo potepialy zarowno encykliki papieskie jak i
rozporzadzenia krolewskie, panstwowe.
 
- Nie czynia tego juz jednak obecne panstwa liberalne i demokratyczne,
rowniez wielu otwartych na dyskusje biskupow i ksiezy uwaza nas za
wazny nurt filozoficzny wspolczesnego swiata. A wracajac do relacji
masoneria - Kosciol. W naszch lozach wspolpracuja ze soba ludzie
wierzacy z niewierzacymi na absolutnie rownych prawach. Nikt nikomu nie
narzuca zadnych przekonan religijnych, zadnych dogmatow. Tymczasem
istota Kosciola katolickiego jest wiara i dogmat. Jesli jest pan
katolikiem, z dogmatem dyskutowac pan nie moze. Musi pan go akceptowac.
Wierzyc. U nas wszyscy, niezaleznie od swoich przekonan religijnych czy
politycznych, niezaleznie od swojej pozycji materialnej czy zawodowej,
tytulow rodowych czy naukowych, itp. - wszyscy sa sobie bracmi. I na
rownych prawach dyskutowac moga o wszystkim, uwalniajac sie od
jakichkolwiek dogmatow. Celem jest szukanie i doskonalenie cech i
wartosci najlepszych.
 
- Wielki Wschod Francji zrzeszajacy ponad 36 tys. braci-masonow,
zalozyl ostatnio 4 loze w polsce. Czy wierzy pan, ze powstanie kiedys
Wielki Wschod Polski, ktory wzorem swojego brata-zalozyciela uzyska
podobny wymiar i znaczenie?
 
- Zycze polskim braciom, aby rozwijali sie madrze, skutecznie i w miare
szybko. Zas co do naszych wplywow, to istnieja dwa sprzeczne osady, oba
nieprawdziwe. My, wolnomularze ulegamy przeswiadczeniu, ze nie mozemy
niczego. Inni sa przekonani, ze mozemy wszystko.
 
                                      Rozmawial:   Waclaw Kaczmarczyk
 
----------------------------------------------------------------

Trzy grosze masonologa dyzurnego. Nie sledze prasy krajowej, ale i tak
w tych strzepach, ktore do mnie docieraja przypadkowo, znalazl sie
spory artykul Barbary Olszewskiej w "Polityce" poswiecony
wolnomularstwu, takze "Wprost" poswiecil troche miejsca masonerii w
trzech kolejnych numerach. Najwyrazniej zagadnienie stalo sie w Polsce
pasjonujace, mimo ze, jak sie wydaje, masonow w Polsce jest ciagle
kilkudziesieciu.
 
Dziennikarzy pociaga egzotyka, troche tajemna, troche dziwaczna
symbolika, a przede wszystkim owa slynna tajemnica masonska.
Najwyrazniej nie moga zniesc ukrywania czegos przed nimi. Jak to
dobrze, ze za komuny wszystko bylo jawne. Te artykuly prasowe sa na
ogol dosc dwuznaczne, a czasami bardzo nieprzyjemne, nie tylko dla
masonerii, ile w ogole. Udzielajacy wywiadu "Polityce" przedstawiciel
odlamu masonerii narodowej, zwiazanej korzeniami z Wielka Loza Anglii,
uwaza za kardynalne podkreslenie, ze tylko oni sa Prawdziwymi masonami,
a ci z Wielkiego Wschodu Francji, to zadna masoneria, pewnie i kobiety
przyjmuja (co wedlug dostepnych mi zrodel jest po pierwsze nieprawda, a
po drugie zarzut wyglada mi na dziecinny), a wiec jeszcze nie mamy w
Polsce masonerii, a juz mamy sektaryzm w jej lonie. We "Wprost" powtarza
sie argument, ze tylko Loza Narodowa, pracujaca w rycie szkockim, to
`prawdziwa masoneria', a reszta, to byle co. Powtarza ten argument p.
Wojciech Gielzynski, ktory uznaje sie za specjaliste, gdyz jego ojciec
byl masonem. Przy okazji p. Gielzynski miesza z blotem prof. Ludwika
Hassa, zarzucajac mu, ze naskrobal w swych dzielach (np. trzytomowej
historii wolnomularstwa) mnostwo bezsensownych szczegolow, np. daty
powolania jakiejs lozy, albo liste czlonkow, natomiast wydaje sie nie
miec pojecia o co masonom chodzi.
 
Hass sie obraza, zarzuca Gielzynskiemu tandete i dyletantyzm i radzi mu
zajmowac sie wyspami poludniowymi, a historie zostawic historykom.
Prostuje teze o prymacie Obrzadku Szkockiego nad Swietami Bozego
Narodzenia i twierdzi, ze Gielzynski wyssal z palca informacje o
jakichs rozlamach w masonerii polskiej.
 
Po tygodniu obrazony Gielzynski wyzywa Hassa od komunistow i twierdzi,
ze ma informacje od tatusia i innych pierwszorecznych zrodel. I ze
rozlamy byly. Pewnie prawda, bo w Polsce, zeby nie bylo rozlamow, to by
bylo dziwne...
 
A tymczasem masoni pewnie smieja sie w kulak i kreca glowami nad tym,
ze wystarczy sam fakt ich istnienia, albo nawet podejrzenie, ze sa,
zeby ludzie zupelnie z zewnatrz zglupieli i skakali sobie do oczu...
Dosc to dziwne.
 
A teraz mamy ten artykul. Po powtornym przeczytaniu nabralem pewnosci,
ze brutalnie agresywny ton Kaczmarczyka jest pewna gra uzgodniona z
Orefice'm. Rzeczywiscie wynik jest bardzo ladny i przekonywujacy, a styl
Orefice'a jest godny i pachnie ladna polszczyzna, co musi byc zasluga
Kaczmarczyka, nb. romanisty z wyksztalcenia. A przede wszystkim, ten
artykul wyglada na powazny. No to go Panstwu przepisalem. Wszyscy idziemy
na pasku tych masonow...
 
A wiec polecam. Adres Wielkiego Wschodu Francji, gdzie zapewne mozna
poslac prosbe o przyjecie, to 16 rue Cadet, Paryz, 9eme arondissement
(o czym ja wiem z tajnych masonskich zrodel, np. czasopism l'Expres,
czy Globe, a takze z publicznej bazy danych GODF dostepnej przez
Minitel pod numerem `kiosku' 3615, oraz z programu w telewizji
francuskiej sprzed 4 miesiecy). A jak kogos juz przyjma, niech napisze
do nas, czy to boli i po co mu to bylo. J.K_uk
_________________________________________________________________________
 
[Gazeta Wyborcza z 10-12.04.1993. Wpisal J.K_uk, zalujac, ze tylko mogl
 sam tekst, gdyz ponizsza gra planszowa zawierala jeszcze, jak na gre
 planszowa przystalo, kilkadziesiat rysunkow na dwoch stronicach gazety.
 Gorzej, ze niektore zagrania sa z kluczem trudnym do uchwycenia przez 
 kogos, kto nie sledzi biezacej prasy...]
 
Michal Ogorek i Jacek Gawlowski
 
 
                       KTO SZYBCIEJ DO EUROPY
                       ======================
 
                           (gra planszowa)
 
W grze udzial bierze dowolna liczba osob, ktore przezwyciezajac rozne
przeszkody zblizaja sie do Europy metoda rzucania kostki.
 
 
 1 - start spod Ministerstwa Integracji Europejskiej. Z powodu okupacji
     budynku przepuszczasz jedna kolejke;
 
 2 - dostajesz sie na roboty do Niemiec - przesuwasz sie na pole 7;
 
 3 - numer Twojego dowodu osobistego publikuja pisma "Miliarder", a
     zaraz potem: "997". Dochodzisz do wniosku, ze z dolaczeniem do
     Europy nie mozesz juz czekac i opuszczasz Polske w przebraniu
     Bagsika - skaczesz od razu na pole 14;
 
 4 - od dealera ze Wspolnoty Niepodleglych Panstw nabywasz mercedesa po
     cenie nizszej od fabrycznej - przeganiasz wszystkich o 7 pol;
 
 6 - "Gazeta Wyborcza" donosi, ze zostales zamordowany; w obawie przed
     aresztowaniem ukrywasz sie w swoim biurze - tracisz 2 kolejki;
 
 8 - ogladasz na pirackiej kasecie z wypozyczalni wideo film, ktory
     dopiero jest krecony w Hollywood - przyblizasz sie o 2 pola do
     Europy;
 
 9 - Lepper wyszedl na szose dokonac wiosennych prac polowych - stoisz
     dwie kolejki;
 
11 - Sejm wzywa Cie do zlozenia wyjasnien, czy nie miales przypadkiem
     zamiaru wywiezc nielegalnie z kraju jakiegos euroregionu - wracasz
     do Warszawy;
 
12 - na granicy okazuje sie, ze mercedes, ktory kupiles, byl z Rumunem
     w srodku. Wracasz na pole 7, zeby na jakims dworcu zakwaterowac
     Rumuna;
 
13 - wraz z Jerzym Pawlowskim i kpt. Czechowiczem zostajesz czlonkiem
     szpiegowskiego komitetu honorowego witajacego pulkownika
     Kuklinskiego - opuszczasz jedna kolejke;
 
14 - wsiadasz na prom - ze strachu nie jestes w stanie rzucic kostka i
     tracisz 1 kolejke;
 
16 - celnicy skandynawscy biora Cie za posla i zarzadzaja rewizje
     osobista - tracisz 1 kolejke;
 
17 - twoj statek zlowil rybe i zostaje zatrzymany na Bornholmie -
     stoisz 2 kolejki;
 
18 - kablem podmorskim dowiadujesz sie, ze Dania nie wchodzi do Europy
     - zawracasz na pole 10;
 
20 - stoisz w pasie nadgranicznym. Za swoje drugie sniadanie mozesz
     zaplacic clo wwozowe do EWG albo odeslac je z powrotem i zaplacic
     clo wwozowe do Polski. Tak czy tak tracisz 1 kolejke;
 
22 - samochodem z polska rejestracja przez Niemcy poruszasz sie tylko
     noca - az do pola 27 robisz ruch co druga kolejke;
 
23 - natykasz sie na skinow i wyprzedzajaco bijesz ich dotkliwie -
     ukrywasz sie przez jedna kolejke;
 
25 - za to, ze chciales sprzedac amerykanskim handlarzom cos, czego nie
     wolno im kupic, wsadzaja Cie do aresztu na 3 kolejki;
 
26 - pomimo przestrog Departamentu Stanu USA idziesz w Monachium na
     wspolprace z "Wolna Europa" - cofasz sie o 3 pola;
 
28 - wieziony przez Ciebie uran przepala Ci kieszen i wypada - cofasz
     sie go szukac o 7 kratek;
 
30 - koncern zbrojeniowy Kruppa wysyla Cie z misja pomocy humanitarnej
     dla Jugoslawii - przesuwasz sie o 10 pol do przodu;
 
32 - czekasz 1 kolejke, az podzieli sie Czechoslowacja;
 
34 - Czesi informuja Cie, ze do Europy wybieraja sie sami - zawracasz
     na pole 21;
 
36 - trafiasz do miasta Brno - jesli nie wiesz, w jakim kraju aktualnie
     lezy, czekasz tak dlugo, az sie dowiesz;
 
38 - przekraczasz granice Slowenii - nie wpuszczaja Cie, dopoki nie
     podasz nazwy jej stolicy. Po 5 kolejkach, mozesz juz podac
     jakakolwiek stolice w tym regionie;
 
40 - zostawiasz pomoc dla Jugoslawii, dla bezpieczenstwa nikomu nie
     mowiac gdzie - zyskujesz miedzynarodowe uznanie i przyblizasz sie do
     Europy o 4 pola;
 
42 - wpadasz w okrazenie - przeczekujesz 2 kolejki;
 
43 - uciekasz pod obstrzalem - przeskakujesz 2 kratki;
 
45 - mafia sycylijska bierze Cie za polityka i wrecza Ci lapowke -
     posuwasz sie o 5 pol;
 
47 - stwierdzasz, ze Watykan juz jest w Europie - zostajesz czlonkiem
     ZChN i wylaczasz sie z dalszej gry;
 
49 - chwytaja Cie francuscy chlopi i kaza Ci zjesc cala polska zywnosc
     - ladujesz w szpitalu na 2 kolejki;
 
51 - francuska partia komunistyczna wysyla Cie do Leszka Millera po
     ruble - wracasz do Warszawy;
 
53 - bierzesz udzial w konferencji na temat: "Czy Europa Wchodnia lezy
     w Europie?" - tracisz 1 kolejke;
 
55 - dowiadujesz sie, ze bedziemy przyjeci do Europy za dziesiec lat.
     Przed siedziba EWG z przejecia wypalasz karton przywiezionych ze
     soba papierosow - zostajesz odstawiony na pole 1.
 
                               Michal Ogorek i Jacek Gawlowski
________________________________________________________________________
 
Z cyklu: Kacik Kulinarny
 
Jurek Karczmarczuk
 
 
                            COQ A LA BIERE
                            ==============
 
Zaserwowalismy O! najpodniebieniejszym Czytelnikom przepis na Boeuf
Bourguignon, w zakonczeniu ktorego Jurek Krzystek stwierdzil, ze mozna
w podobny sposob zrobic Coq-au-vin.
 
Pomyslalem sobie, czemu nie. Robilem, pyszne jest, nie zawsze tylko
wiadomo co robic z nadmiarem sosu, ktory nie jest taka wartoscia sama w
sobie jak w przypadku wolowiny. Ale ogolna idea jest przednia. Poniewaz
jednak charakterystyczna cecha tego kacika jest danie upustu wyobrazni
wzbogaconej o prawdziwie glebokie przezycia, wiec tym razem proponuje
pewien troche smieszny wariant: kurczak w piwie. Mimo tego piwa, ktore
rzadko kojarzy sie z Haute Cuisine, ponizszy przepis jest nader
szlachetny i troche pracochlonny.
 
Duzy kurczak powinien wystarczyc dla 4 - 6 osob, zaleznie od apetytu.
 
Do tego nalezy przewidziec:
    1.5 litra piwa, powinno byc rozsadnej jakosci, sporo ekstraktu,
    250 g grzybow, moga byc pieczarki, ale radze cos bardziej
          aromatycznego, np. podgrzybki;
    250 g smietany,
    1 spora kromke piernika,
    1 duza lyzke brunatnego cukru trzcinowego,
    1 lyzeczka mocnej musztardy i 2 lyzeczki octu,
    3 szalotki, ew. jedna ostra cebula,
    pare lyzek oleju, 30 - 50 g masla,
    ok. 30 g maki,
    duza lyzka drobno pokrajanej zielonej pietruszki,
    1 bouquet garni, ew. co kto ma: troche lisci selera, tymianku itp.,
    cytryna, sol, pieprz, najlepiej prosto z grubo mielacego mlynka,
    troche galki muszkatolowej
 
Ladnie obsmazyc na zloto kawalki kurczaka w oleju i masle. Na ogol
zaczynam od oleju, a gdy kurczak `lapie', dodaje maslo. Wtedy juz nie
potrzeba dlugo smazyc, a maslo nie zdazy zbrunatniec. Wyjac kurczaka, a
na tluszczu obsmazyc posiekane szalotki, dosc krotko, moga sie
przyrumienic, ale slabo. Oproszyc maka, jeszcze troche smazyc,
uwazajac, aby maka sie nie przypalila i po zdjeciu z ognia rozprowadzic
dolewanym po trochu piwem.
 
Wlozyc do garnka kawalki kurczaka, bouquet garni, posolic i popieprzyc
do smaku i na bardzo wolnym ogniu gotowac ok. 2 i pol godziny.
 
Osobno, w glebokim talerzu rozgniesc widelcem piernik z cukrem, octem i
musztarda.
 
Umyc grzyby, zaprawic je sokiem z cytryny.
 
Na dwadziescia minut przed koncem gotowania, dodac grzyby i paste
piernikowa. Tuz przed koncem gotowania, powiedzmy na 4 minuty przed
ostatecznym zdjeciem z ognia, dodac smietane. Dobrze rozmieszac.
 
Podawac w glebokim polmisku, posypane zielona pietruszka.
 
Korzystnie wypadaja przy tym daniu wina alzackie, nawet Gewurztraminer,
z ktorym ja na ogol uwazam. Zreszta jak juz pare razy pisalem -
najgorzej to uwierzyc komus na slowo, ze jedno wino do czego sie
nadaje, a drugie nie. Moje widzimisie bierze sie stad, ze jak piwo, no
to czemu nie Alzacja? I rzeczywiscie, nie zawiodlem sie. Sami
sprobujcie, wazne jest, aby towarzystwo przy stole bylo takie, ktore
doceni robote.
 
                                                 Jurek Karczmarczuk
 
------------------------------------------------------------------------
 
               LIST DO KACIKA KULINARNEGO "SPOJRZEN"
               =====================================
 
Anna Romanowska 
 
Nie tak dawno rozmawialam na lamach "Poland-L" na tematy kulinarne z
naszym nadwornym kuchmistrzem "Spojrzen" Jurkiem Karczmarczukiem, ktory
przekonywal mnie miedzy innymi do baraniny. W ostatni weekend odbylo sie
uroczyste oficjalne otwarcie nowego budynku Department of Chemistry i z
tej okazji pracownicy zostali zaproszeni na obiad do National Arts
Center. Chcialam dowiedziec sie oczywiscie o menu, ale okazalo sie to
byc tajemnica. Zaryzykowalam no i...
 
                Cream of watercress and green apple
                Herb - crusted loin of SPRING LAMB
                Double chocolate truffle cake
 
Spring lamb mnie zupelnie wystraszyla!!!, ale....swieczniki, kelnerzy w
bialych rekawiczkach i szef obok zrobily swoje. Zaryzykowalam i
sprobowalam!!! Bylo przepyszne!!!! Do tego serwowano wino biale lub
czerwone. Z winem mam zawsze klopot, poniewaz uczono mnie: jaki kolor
miesa taki kolor wina. Pilam wino biale (wiekszosc pila czerwone) i nie
wiem, ktore bylo wlasciwe do tego posilku.
 
W ostatnim kaciku kulinarnym Jurek napisal o piciu wina czerwonego do
serow. Ja pije do serow wino biale. Wiec prosze Jurka o kontynuowanie
kacika kulinarno-winnego.
 
                                            Anna Romanowska
 
P.S. Mam nadzieje, ze powazni czytelnicy "Spojrzen" nie beda mieli mi 
za zle, ze zawracam glowe publicznie takimi problemami.

________________________________________________________________________
 
Redakcja "Spojrzen": krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek)
                     zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek)
                     karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk)
                     bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz)
stale wspolpracuje:  cieslak@ddagsi5.bitnet (Maciek Cieslak)
 
Copyright (C) by Mirek Bielewicz 1993. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.
 
Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.
 
Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne dostepne przez anonymous
FTP i gopher, adres:  (128.32.162.54), directory:
/pub/polish/publications/Spojrzenia.
 
____________________________koniec numeru 74____________________________