______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________
 
    Piatek, 26.11.1993        ISSN 1067-4020             nr 91
_______________________________________________________________________
 
W numerze:
 
      Ryszard Legutko - Tolerancja
    Andrzej Swidlicki - Luzne mysli i pytania pod adresem Erywania
Aleksander J. Matejko - Dlaczego trudno wszczepic lepsza organizacje?
Georges Buis,         - Jedynie biernosc jest nikczemna
      Henri Guirchoun        (wywiad z gen. Philippe Morillon)
        Tomek Sendyka - List do Redakcji
 
_______________________________________________________________________
 
[Od red. dyz. Dla pobudzenia dyskusji, sporow, sprzeczek i przemyslen
 zamieszczamy na wstepie kontrowersyjny wedlug nas material
 krakowskiego filozofa, Ryszarda Legutki. W dalszym ciagu sprawy
 polskie widziane zza dalekiej amerykanskiej granicy. I na zakonczenie
 tragiczne problemy Bosni w ocenie naocznego swiadka, gen. Philippe'a
 Morillona.  M.B-cz]
_______________________________________________________________________
 
[W "Tygodniku Powszechnym" ukazal sie kolejny artykul Legutki. Legutko
goscil juz na naszych lamach wiecej niz raz; co wiecej, z listow wiemy,
ze jego artykuly staly sie pewnego rodzaju fermentem, na ktorym nam
zawsze zalezy. Dlatego tez prezentujemy go i dzis. Z powodu dlugosci, 
tekst ponizszy jest skrotem artykulu, od redakcji pochodza rowniez
laczniki pomiedzy poszczegolnymi fragmentami. Mamy nadzieje, ze nie
zmasakrowalismy tym zasadniczego przeslania artykulu.  J.K-ek]
 
 
"Tygodnik Powszechny" 14/1993
 
Ryszard Legutko
 
 
                            TOLERANCJA
                            ==========
 
 
Uslyszalem na jednej konferencji referat na temat tolerancji. Referent
dowodzil, jak straszna rzecza jest nietolerancja: to ona tkwila u
zrodel krwawych wojen religijnych niszczacych przez dlugi czas Europe,
ona animowala dzialania swietej inkwizycji, ona rodzila nienawisc
jednych narodow wobec innych, rasizm, dyskryminacje, antysemityzm.
"Majac to wszystko na uwadze - mowil referent - powinnismy ze wszelkich
sil krzewic tolerancje, wpajac ja dzieciom, uczyc jej w szkolach,
propagowac w srodkach masowego przekazu i wlaczac ja do programow
politycznych. Ten podstawowy odruch otwartosci i sympatii wobec tego,
co obce, inne, niezrozumiale stanowi w istocie fundament dobrego
porzadku spolecznego i miare dojrzalosci czlowieka."
 
 
                           MAGICZNE SLOWO
 
Poglady takie naleza dzisiaj do kanonu moralnego czlowieka
nowoczesnego. Pojecie tolerancji stanowi prawdopodobnie slowo-klucz
naszych czasow. Nie ma w tym nic dziwnego, bo kazda epoka, a nawet
kazde pokolenie dysponuje jakims zasadniczym zestawem pojec. "Narod",
"dobor naturalny", "postep", "wyzysk", "sprawiedliwosc", "powszechne
prawo wyborcze" - kazde z tych slow mialo kiedys swoj okres swietosci.
 
Ale czeste pojawianie sie slowa to sygnal, ze nalezy sie miec na
bacznosci; najprawdopodobniej oderwalo sie ono w sposob niezauwazalny
od swojego pierwotnego znaczenia, a z pewnoscia zaniknela kontrolujaca
je refleksja. Z czyms takim mamy do czynienia obecnie w przypadku
tolerancji.
 
Jak inaczej wytlumaczyc fakt, ze laczy sie ekscesy wobec AIDSowcow z
obozami smierci, apartheidem, nacjonalizmem, wyprawami krzyzowymi,
itd.? Jak to sie dzieje, ze podobna moralistyka przyjmowana jest bez
zastrzezen, jezeli tylko opatrzona jest okresleniem "tolerancja"?
 
 
                          KLOPOTY Z AFIRMACJA
 
Od pewnego czasu mamy do czynienia z blednym i dziwacznym - jak sadze -
rozumieniem pojecia tolerancji. Definicja znanego angielskiego filozofa
liberalnego R. M. Hare'a bedzie tu reprezentatywna. "Tolerancja - pisze
on - to gotowosc szanowania pogladow innych w rownym stopniu jak
wlasnych". Podana definicja nie brzmi egzotycznie w naszym kraju;
pokrywa sie ona na przyklad z uzywanym chetnie okresleniem "zyczliwa
otwartosc".
 
Takie zrozumienie tolerancji - co latwo dowiesc - jest nie do
przyjecia, i to z nieblahych powodow, dla przedstawicieli wielu
orientacji. Na pewno nie przyjalby jej klasyczny liberal, mowiac ze
"to, co szanuje, i to, czemu jestem niezyczliwy, to moja prywatna sprawa
i nikomu nic do tego". Rownie niezadowolony bylby konserwatysta, ktory
by argumentowal tak: "W wyniku doswiadczenia przeszlosci ustalone
zostaly pewne kryteria oceny, wartosciujace poglady. Kto uwaza, ze
wszystkie poglady zasluguja na taki sam szacunek, zaprzecza tym
kryteriom, a wiec neguje wartosc przeszlego doswiadczenia". Wreszcie
daleki od takiej definicji tolerancji bylby chrzescijanin, ktory tak by
rozumowal: "Przykazania boskie i etyka nakazuja mi milowac kazdego
czlowieka, ale nie nakazuja mi automatycznie szanowac i przyjmowac jego
pogladow. Uczynienie tego, o ile poglady te bylyby sprzeczne z kanonami
wiary, byloby grzechem".
 
Nietrudno zauwazyc, iz w tej niecheci do tak pojetej tolerancji kryje
sie jeden zasadniczy zarzut: jej zwolennicy zamiast tolerancji
postuluja *afirmacje*. Nie chodzi im wiec o to, aby tolerowac obecnosc
jakiejs grupy osob, ale zeby je akceptowac i by zyczliwie odnosic sie
do gloszonych przez nie przekonan. Co wiecej, nie chca oni takiej
zyczliwosci ograniczyc do takich pogladow nieortodoksyjnych, ktore
przeszly juz probe czasu i mialyby szanse wzbogacic nasze widzenie
rzeczywistosci. Przeciwnie, ludzie ci zadaja przyjecia jako zasady, iz
poglady odszczepiencze juz na wstepie - zanim jeszcze ich wartosc
zostanie oceniona - wymagaja sympatii, ochrony i szacunku.
 
Klopot z praktyka stopnia tolerancji wobec grup, zachowan i pogladow
nieortodoksyjnych, jest taki, iz liczba ich wydaje sie z pokolenia na
pokolenie rosnac. Najpierw byla ekscentrycznosc obyczajowa, nastepnie
rozmaite praktyki seksualne. Psychologowie zwrocili uwage na potrzebe
tolerancji dla osob o nietypowych normach zachowania. Antropologowie
postawili problem peryferyjnych kultur, ktore nietolerancja spychala na
margines. Pojawila sie przy okazji kwestia subkultur, ktore tez
marginalizowano. W kategoriach tolerancji i nietolerancji zaczeto
traktowac sprawe narkomanow i dostepnosci niektorych narkotykow,
podobnie interpretuje sie kwestie prostytucji, aborcji i eutanazji. Ich
dopuszczalnosc uznaje sie za wskazniki tolerancji, zas formy zakazu za
objaw nietolerancji.
 
Jest w tej koncepcji tolerancji wielka *pasja ulepszania swiata*. Jest
w niej jednak rowniez spora doza sentymentalizmu: ktos zlosliwy
powiedzialby zapewne, iz mamy tu polaczenie marzen pierwszych
chrzescijan o powszechnym braterstwie, z marksowska wizja swiata bez
alienacji oraz ze swiatopogladem Ani z Zielonego Wzgorza.
 
 
                      KLASYCY PRZECIW SKRAJNOSCIOM
 
Pominmy jednak wartosc takiej szlachetnej w intencjach wizji ladu
spolecznego. Mysle, ze dla zrozumienia slabosci tej koncepcji
tolerancji najlepiej bedzie porownac ja z koncepcja klasyczna, ktora
zrodzila sie w okresie wielkich wojen religijnych i tworzenia
nowozytnych struktur liberalnych.
 
Tolerancja w znaczeniu klasycznym dotyczyla dosc waskiego problemu:
stosunku miedzy ostatecznymi rozstrzygnieciami filozoficznymi czy
religijnymi a zyciem politycznym. Jej zwolennicy stwierdzali, ze co do
ostatecznych miar nie jestesmy w stanie sie porozumiec, a wiec nie
nalezy ich narzucac sila. Wiele z nich pozostaje w sferze wiary, albo
przekracza mozliwosci rozumu ludzkiego, albo napotyka na opor stawiany
przez przyrodzona naszemu rodzajowi glupote; dlatego, niezaleznie od
przyczyny owej slabosci czlowieka, powinna nas cechowac pokora wobec
Prawdy, a to z kolei wymaga tolerowania roznicy zdan.
 
Tolerancja w ujeciu wspolczesnym mowi rowniez o niemozliwosci
rozstrzygniecia roznic w pogladach, ale slowo "poglady" traktuje
nieslychanie szeroko. Trudno, na przyklad, zgodzic sie, iz domaganie
sie otwartego dostepu do narkotykow to poglad jak inne, zaslugujacy na
"zyczliwa otwartosc" w takim samym stopniu, jak rozne interpretacje
dogmatu o Trojcy Swietej.
 
Blad jaki sie tu popelnia jest zasadniczy. Pominmy nawet fakt, ze
tolerancyjnosc nie powinna promowac rozwiazan skrajnych, ale raczej
sluzyc promowaniu rozwiazan kompromisowych, wyrazajacych umiar i
rozsadek. Rzecz w tym, ze tolerancja nie moze sluzyc rozstrzyganiu
zadnego sporu, na przyklad czy aborcja lub eutanazja maja byc
dopuszczalne. Nie ma w jej pojeciu niczego takiego, co uprawnialoby do
wyciagania wniosku na temat tego, co jest dobre, co zle, co
sprawiedliwe, a co niesprawiedliwe. Jej funkcja jest pomocnicza i
zaklada juz uprzednie istnienie zarowno norm, jak i procedur
dochodzenia do nich. Tolerancja moze lagodzic te normy i te procedury,
ale nie moze ich tworzyc; dlatego naduzyciem jest kazdy argument
wywodzacy z tolerancji konkretne nakazy i ustalenia. Byc moze zgoda na
eutanazje jest bardziej tolerancyjna niz jej zakaz, ale to w zaden
sposob nie stanowi dla niej uzasadnienia.
 
 
                            LAGODZIC OBYCZAJE
 
Koncepcja klasyczna byla minimalistyczna. Jej zwolennik mowil tak:
"Nie musisz kochac innych pogladow, ani szanowac ich, ani powstrzymywac
sie od ich krytyki, wystarczy, ze bedziesz tolerowal, to jest znosil
obecnosc ludzi, ktorzy je glosza". Zalecenie takie opieralo sie na
pragmatyzmie, odwolywalo sie do poczucia wlasnej korzysci, politycznej
racjonalnosci, hipokryzji jako nieodlacznego skladnika zycia w
spolecznosci. Taka tolerancja miala wiec charakter przede wszystkim
praktyczny. Jej zwolennicy zdawali sie nawet czasami apelowac do
swoistej pychy, jaka towarzyszy przekonaniu o istnieniu prawdy
bezwzglednej. Argumentowali w ten sposob: "Znos obecnosc inaczej
myslacych, bo przeciez skoro prawda jest po twojej stronie, to i tak
ona zwyciezy". Argumentacja taka stanowi niemal dokladne przeciwienstwo
"zyczliwej otwartosci".
 
Tolerancja wspolczesna jest maksymalistyczna: hasla zyczliwej
otwartosci oraz szacunku dla wszystkich pogladow - nawet tych, ktorych
jeszcze nie znamy - sa nierealistyczne i niemozliwe do spelnienia. Tego
typu ideologia znajduje ujscie w rozmaitych manifestach o lepszym
swiecie, w protestach przeciw ciemnym silom, w akcjach na rzecz, w
zbiorowych oraz indywidualnych gestach solidarnosci czy potepienia.
 
Powstac moze podejrzenia, ze zwolennikom *nowej tolerancji* chodzi nie
tyle o zmiane zachowania ludzi, ale o jakies radykalne przeksztalcenie
oraz oczyszczenie ludzkiej swiadomosci. Ta bowiem - jak sie zdaja
sugerowac - nie jest zdolna sprostac wymogom moralnym. W kazdym razie
otwarcie walcza z tradycyjnymi odruchami i przesadami. Nie wierza ani
tradycji ani obyczajom.
 
W wersjach filozoficznych pojawia sie poglad, ze skoro glowna przyczyna
nietolerancji jest przekonanie o posiadaniu wylacznej racji, to te
przyczyne nalezy po prostu usunac, a zrobic to mozna *obalajac
kategorie prawdy*. Gdy zniknie ona z naszego myslenia, raz na zawsze
bedziemy juz wolni od tej pychy, ktora kaze nam traktowac z pogarda
inaczej myslacych. A poniewaz kategoria prawdy wynika z klasycznej
metafizyki i epistemologii, wiec to wlasnie one sa prazrodlem
nietolerancji i powinny zostac odrzucone.
 
Przyznac nalezy, ze nie wszyscy ida tak daleko, ale mimo to powyzsze
rozumowanie osiagnelo posrednio powazny skutek. Jest nim szczegolnie
czeste poslugiwanie sie zarzutem nietolerancji. Do chwytu tego uciekaja
sie coraz czesciej rowniez ludzie spoza ideologii "zyczliwej
otwartosci". Nie tylko wiec liberalowie oskarzaja katolikow o
nietolerancyjny integryzm, ale i katolicy zarzucaja liberalom
nietolerancje swiatopogladowa. Tego typu oskarzenia pojawiaja sie w
najroznorodzniejszych kontekstach: w sporze o programy szkolne, o ocene
przeszlosci, o interpretacje spraw biezacych.
 
W wielu wypadkach wydawaloby sie, ze pojecie tolerancji jest calkowicie
nieadekwatne do przedmiotu sporu, a jednak pojawia sie ono
zastanawiajaco czesto. Odniesc mozna wrazenie, iz gdzies gleboko w
swiadomosci dyskutantow tkwi przekonanie, ze jest to najbezpieczniejsza
forma zarzutu, ze wola nie ryzykowac mowienia, na przyklad, o prawdzie,
pieknie i normach, bo natychmiast zostana obsmiani jako ci, ktorzy
roszcza sobie pretensje do "pogladu jedynie slusznego". Mysle, ze
Polsce, w ktorej wprowadzonoby (eksperymentalnie) calkowity zakaz
uzywania slow zwiazanych z tolerancyjnoscia, wyraznie obnizylby sie
poziom halasu w srodkach masowego przekazu, a to z powodu ze wielu
dyskutantow nie potrafiloby wyrazic swoich stanowisk przy pomocy innego
jezyka.
 
 
                             NOWY FARYZEIZM?
 
Na koniec wypada uprzedzic pewien kontrargument, z ktorym juz sie
zetknalem. Brzmi on tak: "W Polsce cierpimy na brak, a nie na nadmiar
tolerancji. Dlatego zastanawianie sie nad jej deformacjami nie wydaje
sie byc dzisiaj zajeciem najpilniejszym. Moze ono poczekac, az Polska
osiagnie chocby w przyblizeniu ten stopien otwartosci, jaki obecnie
cechuje spoleczenstwa zachodnie".
 
Kontrargument ten o tyle nie trafia celu, ze nadmiar tolerancji wcale
nie jest moim zmartwieniem. Niechec, jaka odczuwam do koncepcji
wspolczesnej tolerancji bierze sie stad, ze nie sluzy ona rozsadnym
celom, ktorym sluzyla koncepcja klasyczna, czyli ulatwianiu wspolzycia
ludzi o roznych swiatopogladach. Jest w niej element *faryzeizmu*, a
przynajmniej sklonnosc do fasadowosci. Nie popelnie specjalnego
naduzycia jesli powiem, iz typowy czlowiek tolerancyjny na swoj sposob
wspolczesny charakteryzuje sie tym, ze - ani przez moment nie watpiac w
swa tolerancyjnosc - pozostaje sklocony z wiekszoscia ludzi inaczej
myslacych, ze z irytacja ich pietnuje, nierzadko wyszydza, a niekiedy i
obraza z powodu ich "braku otwartosci".
 
 
                                  * * *
 
Kariera nowej tolerancji swiadczy rowniez o zubozeniu naszego swiata i
spoleczenstwa. Kategoria ta nie tylko zapoznala pozytywna role ludzkich
wad, przesadow i stereotypow w tworzeniu spolecznej stabilizacji, ale
takze skrzywila nam widzenie ludzkich cnot. Wchlonela ona i
zlikwidowala cale mnostwo pojec i zjawisk, ktore umielismy
identyfikowac i rozrozniac: poblazliwosc, wspanialomyslnosc,
milosierdzie, litosc, takt, oglada, roztropnosc, umiarkowanie. Bez
owego szczegolnego zmieszania wielu wad i zalet, przesadow, cnot i
zdolnosci kalkulacji, tolerancja stala sie pojeciem pustym, latwym w
uzyciu, chwytliwym ideologicznie, lecz nie przynoszacym dostrzegalnych
skutkow praktycznych. Dlatego sadze, ze jesli swiat istotnie staje sie
coraz bardziej *tolerancyjny*, to dzieje sie przy minimalnym wplywie
ideologow "zyczliwej otwartosci".
                                          ________________________________________________________________________
 
["Tydzien Polski", 9.10.1993, przepisal Zbyszek Pasek]
 
Andrzej Swidlicki
 
 
              LUZNE MYSLI I PYTANIA POD ADRESEM ERYWANIA
              ==========================================
 

1) Czy Polska pod rzadami postkomunistow dojrzeje do kwitnacej
gospodarki rynkowej?
 
2) Czy mozna zbudowac panstwo prawa w kraju, w ktorym za sfalszowanie
dokumentu odprawy celnej celnik domaga sie az 3 butelek wodki?
 
3) Europa Wschodnia do niedawna skladala sie z krajow realnego
socjalizmu. Teraz sklada sie krajow realnej demokracji. Kiedy bedzie
skladala sie z krajow prawdziwej gospodarki?
 
 
Demokracja, jak twierdzi szef wieziennictwa Pawel Moczydlowski,
praktykowana jest w Polsce jako narzedzie rozdzialu wladzy. Wladza jest
lupem, ktory dzieli sie miedzy licznymi politykami. Ci wzajemnie nie
dowierzaja sobie i przy cwiartowaniu lupu patrza komu przypadaja jakie
kaski. Dzieki temu nie istnieje niebezpieczenstwo zmonopolizowania
wladzy, lecz grozba jej rozproszkowania. Na tym proszku politycy
zostawiaja odciski palcow, ktorym pozniej z zapalem godnym kryminologow
przygladac sie beda zastepy wyborcow. Poniewaz w stosunku do politykow
nie stosuje sie zasady domniemania niewinnosci, dlatego nawet gdyby
chcieli, nie moga rzadzic niewinnie.
 
Politycy w Polsce nigdy nie przegrywaja, a juz w zadnym wypadku nie
przegrywaja dlatego, ze nie maja racji. Co najwyzej padaja ofiarami
sprzysiezen i spiskow. Tym bardziej wowczas musza pozostac politykami,
by nieczyste intencje spiskowcow zdemaskowac.
 
O tym jak nieznosna tortura bylo sprawowanie wladzy dowiadujemy sie od
polityka z reguly wtedy, gdy juz przestal ja sprawowac.
 
W bajce Andersena "Nagi krol", po zdemaskowaniu falszywych szat krola,
caly wstyd pada na dworakow, ktorzy w swej sluzalczosci posuwaja sie do
klamstwa. Chlopiec, ktory odkryl nagosc, zostaje nagrodzony, a krol
wprawdzie poniewczasie, ale nie mniej jednak poznaje prawde. W krajach
Europy srodkowo-wschodniej dworacy nie dopuszczaja do tego, by krol
znajdowal sie w zasiegu zdumionego chlopca. Gdyby jednak mimo wszystko
chlopiec zapragnal wykrzyczec swoje "patrzcie! krol jest nagi!"
odpowiedzieliby mu "zamknij sie gamoniu! Co ty mozesz wiedziec o
wspanialych szatach krola". Krol, gdyby nawet uslyszal okrzyk chlopca,
przyznalby zapewne racje swoim dworakom. Uznalby bowiem, ze lepiej
zostac okrzyczanym klamca, niz glupcem.
 
Lech Walesa o prezesce Banku Polskiego - "moja pani na bankach". I jak
tu nie przyznac racji redaktorowi Giedroyciowi, ktory lubi porownywac
Polske do folwarku, lub nawet do kilku folwarkow naraz.
 
Francuscy intelektualisci wychowani na elitarnym modelu XIX-wiecznej
kultury, tlumaczyli sobie jej umasowienie w wieku XX - wtargnieciem
niewyksztalconych mas w sfere produkcji kulturalnej. Ciekawe jak
wytlumaczyliby zwyciestwo bazaru nad gospodarka wolnorynkowa w
postkomunizmie?
 
Myla sie ci, ktorzy sadza, za bazarowy handel jest dopustem
postkomunistycznej gospodarki, zywiolem, ktory kiedys musi sie
przewalic. Przeciwnie, bazar ma swoja wewnetrzna strukture, reguly gry,
stopnie wtajemniczenia, nawet honorowy kodeks. Bazar jest odtrutka na
swiat uporzadkowany, kontrolowany i reglamentowany. Bazar jest nie tylko
sposobem na zarobkowanie, ale i na zycie. Pozornie daje szanse
wzbogacenia sie kazdemu, zrownuje sprzedawcow i nabywcow bez wzgledu na
wyksztalcenie, pochodzenie spoleczne, przeszlosc i przekonania. To
ucielesnienie postkomunistycznego marzenia o szybkiej fortunie. Fortuna
kolem sie toczy, ale kolo bywa takze narzedziem tortur. Bazar pozostanie
stalym elementem gospodarki - nie jako przejsciowy etap w drodze od
komunistycznej gospodarki niedoboru do Silicon Valley, lecz jak stan
wyjatkowy, ktory politycy wprowadzaja latwo, a znosza zle.
 
Zawarcie wielu transakcji handlowych planuje sie w Polsce ze
skrupulatnoscia orientalnych zwiazkow malzenskich aranzowanych z pomoca
posrednikow. Nie chodzi bowiem o to, by wzbogacic sie ot tak sobie w
ogole, lecz o to, by przy okazji potwierdzic jakis uklad - stary
nomenklaturowy, mafijny, srodowiskowo-towarzyski, partyjny, itd.
Najlepiej interesy udaja sie temu, kto zasiada w kilku ukladach
jednoczesnie, np. handlowym, bankowym i politycznym. Jest to nowa,
wlasciwa dla gospodarki postkomunistycznej forma minimalizowania ryzyka.
 
Polska sklada sie z dwoch pograniczy - zachodniego, ktore siega pod
granice wschodnia i wschodniego, ktore siega granicy zachodniej. Na obu
pograniczach dominuja handlarze ze Wschodu i waluta z Zachodu. Istnieje
tam takze trzecie, trudniej widoczne, choc owocujace aferami pogranicze
- polityki i biznesu.
 
Za przedsiebiorczosc uchodzi takze brak skrupulow w omijaniu, a nawet
lamaniu prawa.
 
W poludniowo-wschodniej Polsce chetnie oglada sie telewizje wloska, w
Polsce centralnej - rosyjska. A w Polsce zachodniej? Tam najchetniej
oglada sie... samochody z bialymi tabliczkami rejestracyjnymi z Niemiec.
 
Po upadku komunizmu rozpoczal sie w Polsce drugi awans
gombrowiczowskiego parobka. Najpierw po wojnie przeniosl sie ze wsi do
bloku w miescie, tworzac nowa warstwe spoleczna, przez jednego z
rosyjskich socjologow trafnie nazwana - "miejskim chlopstwem". Kiedys w
wannie trzymal jablka przywiezione PKS-em od szwagra ze wsi. Teraz na
wies nie jezdzi juz PKS-em lecz wlasnym fiatem i rzadziej niz kiedys - z
okazji jakiegos wesela czy chrzcin, kiedy to zwykle krewni bija
swiniaka. Dorobil sie obowiazkowego telewizora, mebli na wysoki polysk i
czesto samochodu. Teraz kmiec o szerokiej, dobrodusznej twarzy przeniosl
sie do sklepikow z wejsciem od podworka, szaszlykarni, fryciarni,
straganu na bazarze. Ich aspiracje siegaja anteny satelitarnej i
hurtowni. Walka o morgi dotyczyla kiedys ziemi pod zasiew, potem kilku
ekstra metrow powierzchni mieszkalnej, teraz powierzchni handlowej.
 
Ginie tak powszechny w starym systemie typ fizjonomii naznaczonej
wodczano-maczasto-kartoflana twarza, w ktorej plywaly male, chytre
oczka. Moze zeszly do szarej strefy gospodarki, wolnorynkowego
podziemia, albo zyja juz tylko noca? A przeciez kiedys byly wszedzie - w
urzedach, telewizji, na uniwersytetach, tlumaczyly obiektywne trudnosci
na drodze do realizacji slusznego celu. Te naznaczone brzemieniem
spolecznego awansu twarze, to kawal naszej historii. Czy jeszcze
uslyszymy ich chichot?
 
Inteligencja jako klasa spoleczna wyszla z rewolucji obolala duchowo i
przegrana materialnie. Spora liczbe inteligentow pozarl lewiatan
polityki, by jednak po pewnym czasie wypluc ich jak wieloryb Pinokia z
powrotem na lad upadajacych uniwersyteckich katedr. Inni ze zmiennym
skutkiem dosiedli nowej kobyly historii, probujac szczescia w biznesie.
Jeszcze inni spauperyzowali sie, zasilajac pamiatkami rodzinnymi sklepy
Desy, lombardy, antykwariaty. Tak ukochane przez nich imponderabilia
przestaly sie liczyc. Intelektualizm zostal zepchniety w cien przez kult
przedsiebiorczosci, a odbylo sie to tak szybko, ze nie mozna bylo
nadazyc z refleksja. Kiedys inteligent byl zniewolony, ale pracujacy,
teraz jest czesto wolny, ale bezrobotny. W szufladach inteligentow
odrzucony przez wydawce rekopis na temat roznic pomiedzy Kubusiem
Fatalista a Kubusiem Puchatkiem, a w ustach wielu inteligentow - gorzki
smak urzedowego optymizmu. Wielu z nich z wygladu coraz bardziej
upodabnia sie do Ludwika Warynskiego z banknotu stuzlotowego.
 
Szerzy sie choroba oczoplasu. W wielu domach telewizor wlaczony jest na
okraglo, a jego widzowie patrza na swiat oczami Dallasow, Izaury i
Dynastii. Posiedli umiejetnosc ogladania telewizji, nawet przez sciane z
sasiedniego pokoju, nawet podczas rozmowy towarzyskiej i sprzeczki
rodzinnej. Dzieci sadza sie przed telewizorem dla spacyfikowania, goscie
zasiadaja do telewizora jak do rodzinnego obiadu. Zapamietale
narkotyzuja sie nie konczacym sie miganiem obrazow. Pochodna kultu
telewizyjnego serialu jest kult fallusa, bo jak inaczej nazwac grzyby
anten satelitarnych rozkraczone na wielu dachach i balkonach, ktorych
wlasciciele przedkladaja ten obiekt nad inne artykuly pierwszej
potrzeby.
 
Andrzejowi Lepperowi, liderowi "Samoobrony", skradziono BMW. Zlodzieje
zwrocili jednak samochod, gdyz nie chcieli sie mieszac do polityki.
Poszkodowani, nie zwiazani ze swiatem polityki, moga w pewnych
sytuacjach zejsc w mroki polswiatka i przez posrednikow wykupic swoj
wlasny samochod od zlodziei. Uzyskuja wowczas od nich gwarancje, ze ten
sam samochod nie zostanie juz wiecej okradziony. Za odpowiednio wyzsza
stawke moga tez uzyskac gwarancje, ze nie zostanie on ponownie
ukradziony takze i w innym rewirze. Nie dziwi wiec, ze oficjalny sektor
ubezpieczen nie wytrzymuje konkurencji.
 
Granica miedzy Europa wschodnia a zachodnia - to granica penetracji
holenderskiego ogorka. Ogorki te zapakowane w celofanowa folie, dlugie
jak Zeppelin i wyrosle w cieplarnianych warunkach nie lubia sie kisic z
koprem. Nie nadaja sie tez na zakaske. Zachodni ogorek w porownaniu z
jego wschodnioeuropejskim malosolnym kuzynem jest ubozszy w mozliwosci.
Jest taki nijaki, ze latwo pomylic go z kartoflem. Polskie ogorki
malosolne rosna blisko ziemi, z ktorej oddechu czerpia zolte podbrzusze.
Smakuja solo, albo w duecie z chlebem, zas w salatce nieznosnie sie
szarogesia. Nie daja sie zestandardyzowac normom EWG, a po katach
salaterki bez pardonu rozstawiaja inne jarzyny. Holenderskie ogorki sa
tak ulizane i zniewiesciale, ze moglyby zostac zaprogramowane przez
komputer, albo wyhodowane w jakiejs sterylnej klinice. Co jednak z tego,
ze sa tak dobrze wychowane, skoro nie mozna z nich ugotowac zupy, ani
zakasic nimi? Polski ogorek zna cene swoich zlych manier. Jest
indywidualista.
 
Europa wschodnia to bardziej stan ducha, anizeli poczucie historii,
wspolnota jezyka, czy miejsce na mapie. Mozna sie o tym przekonac w
barze "Bejrut" przy Bramie Florianskiej w Krakowie, gdzie Arabowie
rozmawiaja z Latynosami po polsku na temat ceny falafela. Moze to z
powodu ceny falafela trebacz z Wiezy Mariackiej trabi na trwoge?
 
                                            ________________________________________________________________________
 
Aleksander J. Matejko 
 
 
             DLACZEGO TRUDNO WSZCZEPIC LEPSZA ORGANIZACJE?
             =============================================

              (artykul ukazal sie uprzednio na Poland-L)
 

W nowoczesnej gospodarce sprawna organizacja gra pierwszorzedna role i
to laczy sie w sporym stopniu z pokaznym kosztem podstawowych czynnikow
produkcji i uslug. Jesli kazda stracona godzina bardzo duzo kosztuje,
gdyz przeciez wszelkie opoznienie lub zaniedbanie zmniejsza rentownosc
danego przedsiewziecia, nie mozna sobie pozwolic na niska kulture
organizacyjna. Chroniczne spoznianie sie, nieodpowiadanie na listy i
propozycje, opoznianie wszelkich dostaw, wyzywanie sie w zalatwianiu
innych na "nie", traktowanie wladzy kierowniczej jako przede wszystkim
przywileju (na przyklad odmowne zalatwianie petentow jako okazja do
wywyzszania sie), ostry podzial na "swoich" i "obcych", niska lojalnosc
w stosunku do instytucji, natomiast wysoki stopien kumoterstwa, wszystko
to oczywiscie wszedzie wystepuje, ale mozna i trzeba robic wysilek, aby
te przywary powaznie ograniczyc wlasnie dzieki sprawnej organizacji,
uzawodowionemu kierownictwu, uzaleznieniu zarobkow od faktycznej
wydajnosci, rzeczowemu ale i zyczliwemu traktowaniu personelu, dobremu
przykladowi idacemu z gory, atmosferze autentycznej wspolpracy,
wzajemmnemu zaufaniu miedzy przelozonymi i podwladnymi.
 
Od wielu lat ucze organizacji glownie w oparciu o podreczniki
amerykanskie. Po przerwie nieobecnosci w Polsce w latach 1968-89 mam co
pewien czas okazje uczyc tez i w kraju rodzinnym, gdy pojawi sie
zapotrzebowanie na moje uslugi. Ostatnio uczylem i konsultowalem przez
piec miesiecy w Zachodniopomorskiej Szkole Biznesu w Szczecinie oraz w
Polsko-Amerykanskiej Szkole Biznesu w Nowym Saczu.
 
Jako glowna trudnosc widze opor wynikajacy z braku dostatecznej
zaradnosci zbiorowej, bo jesli idzie o zaradnosc indywidualna to ona
jest wsrod Polakow, ale niestety bywa nieraz skrajnie egoistyczna.
Panuje niedostatek instytucji zdolnych i sklonnych stworzyc lad
zachecajacy do wzajemnego zaufania i pomocy. Prawda, ze nauka
organizacji i kierownictwa ma w Polsce dosc dawne tradycje, ale za malo
jest praktycznosci w tym wzgledzie. O ile na przyklad podreczniki
amerykanskie (organisational behavior) pelne sa przykladow z praktyki
przedsiebiorstw, to w Polsce ciagle jeszcze kultywuje sie styl wysoce
akademicki. Studenci sa przywykli streszczac cudze mysli (same bedace
zreszta zapozyczeniami), natomiast nie dosc czesto stac ich na
samodzielne myslenie, analize rzeczywistosci wokol nich, formulowanie
konkretnych propozycji zaradczych.
 
Dobra organizacja polega nie tyle na pamieciowym opanowaniu i stosowaniu
okreslonych regul, ale przede wszystkim na systematycznej analizie
zmieniajacej sie rzeczywistosci, formulowaniu wnikliwych diagnoz,
pobudzaniu inicjatyw, smialosci innowacji, gotowosci krzewienia dobrej
atmosfery, obdarzaniu ludzi wokol osobistym zaufaniem (ale bez
naiwnosci). To wszystko zas jest w gruncie rzeczy przeciwne temu, co
faktycznie dzieje sie bodajze w wiekszosci spoleczenstwa nastawionej
nieufnie do zmian, chcacej roznego rodzaju zabezpieczen, gotowej cos
uszczknac (zwlaszcza gdy idzie o dobro publiczne), ale samemu nic nie
dac, liczacej przede wszystkim na znajomosci, pochlonietej nie jutrem
ale dniem dzisiejszym, chcacej miec zachodni standard zycia, ale bez
zachodniej obowiazkowosci, zaradnosci i cierpliwosci. Brakuje w kraju
zrozumienia dla kultury organizacyjnej jako jednego z niezbednych
warunkow osiagania narodowego dobrobytu. Nawet szereg specjalistow
wydaje sie naiwnie sadzic, ze wystarczy zapozyczyc od Zachodu roznego
rodzaju modne nowinki, aby zmodernizowac polska gospodarke. Stad ciagle
spotyka sie w Polsce paradoksy: kupy gnijacych smieci i przechodzacych
obok ludzi ubranych po zachodniemu, biedne samorzady miejskie przy
beplatnym parkowaniu samochodow, wyklady szacownych gosci akademickich z
zagranicy przy bardzo slabym oczytaniu zarowno studentow jak i
nauczycieli w fachowej literaturze obcej, wielka chec odwiedzania
Zachodu, ale jednoczesnie naiwno-powierzchowny stosunek do
rzeczywistosci zachodniej, wybujale aspiracje ideowo-polityczne przy
braku elementarnych dobrych manier we wzajemnych stosunkach miedzy
ludzmi.

Powierzchownosc podejscia do wielu istotnych spraw, na przyklad
deklaratywna religijnosc chrzescijanska sprzeczna z wzajemna nieufnoscia
i nawet wrecz niezyczliwoscia, odbija sie na stosunku do pracy i
wspoldzialania. Zdecydowana wiekszosc przelozonych roznych szczebli, z
najwyzszym wlacznie, to ludzie nie majacy autentycznego przygotowania
organizacyjnego, jakie na przyklad jest juz dzis wrecz powszechne nie
tylko w Ameryce Polnocnej, ale takze w Europie Zachodniej. Jak wiadomo,
nie wystarczy byc wyksztalconym technikiem, prawnikiem, ekonomista lub
nawet biurokrata, aby nadawac sie na kierownika. W Polsce ciagle jeszcze
pozycja zwierzchnicza to swoisty przywilej upowazniajacy do traktowania
zarzadzanej przez siebie instytucji jako folwarku eksploatowanego dla
siebie i dla swych kumpli. Nawet prywatni dorobkiewicze wzbogaceni
nieraz psim swedem mniej lub bardziej przypadkowo patrza na podwladnych
nie jako na przydatnych i mniej lub bardziej cennych pomocnikow, ale
jako na obiekt eksploatacji. Rodzimy kapitalizm wcale nie wydaje sie
dorastac do poziomu swiadomosci zachodniej sklaniajacej wielu wielkich
lub nawet i malych przedsiebiorcow do traktowania personelu jako
partnerow.
 
Polska dzieli dzis z krajami zachodnimi szereg uciazliwych problemow,
miedzy innymi chroniczne bezrobocie, zwlaszcza wsrod ludzi mlodych.
Trzeba ogromnej pomyslowosci i organizacyjnej zaradnosci, aby jako tako
uporac sie z rosnacymi trudnosciami, ktore w Polsce miedzy innymi
sklonily wielu wyborcow do glosowania na lewice (ale z pustego nawet
Salomon nie naleje!).
 
Postep organizacyjny powinien podniesc stopien wzajemnego zaufania
miedzy Polakami, stworzyc platforme harmonijnej wspolpracy, dac klimat
sprzyjajacy zbiorowemu rozwiazywaniu problemow, przelamac nawyk do
formulowania gornolotnych deklaracji bez widokow na jakakolwiek
praktyczna realizacje, sklonic do rezygnacji z pokazowych gestow na
rzecz czynow, stworzyc atmosfere spoleczna poszanowania autentycznej
pracy (gdy w swoim czasie T. Kotarbinski glosil zasady dobrej roboty,
wielu przesmiewcow po prostu szydzilo z tego uwazajac, ze likwidacja
komunizmu automatycznie uczyni Polakow zaradnymi i pracownitymi). My
Polacy osiedli na stale zagranica mozemy byc szczegolnie przydatni w
dobrze pojetym nasladowaniu Zachodu (byle nie bezkrytycznie!) ale od
naszych rodakow nad Wisla zalezy, czy beda chcieli nas rozumnie i
zyczliwie wykorzystac.
 
                                     Aleksander J. Matejko
________________________________________________________________________
 
["Le Nouvel Observateur", 11-17.11.1993]
 
 
                   JEDYNIE BIERNOSC JEST NIKCZEMNA
                   ===============================
 
                   (Wywiad z gen. Philippe Morillon)
 
[Gen. Philippe Morillon wydal ostatnio ksiazke: "Croire et oser -
 Chronique de Sarajevo", wyd. Bernard Grasset. Po jej ukazaniu sie,
 francuskim zwyczajem, autor udzielil kilku wywiadow prasie i telewizji.
 Przyp. tlum. JK_uk]
 
 
                               *   *   *
 
Francuski general, ktorego losy w bombardowanej stolicy Bosni i w
oblezonej Srebrenicy obserwowano z zapartym tchem, wyjasnia sens swojej
sluzby w silach ONZ. Wierzy, ze pojednanie miedzy wojujacymi stronami w
Bosni i Hercegowinie jest jeszcze mozliwe.
 
 
Le Nouvel Obs. Tym razem opowie pan wszystko?
 
Philippe Morillon. Nie, ta ksiazka to nie sa pamietniki, gdyz Historia
nie zostala jeszcze zapisana, a ponadto zobowiazany jestem do dyskrecji
uniemozliwiajacej mi wyjawienie niektorych tajemnic, do ktorych mialem
dostep. Nie jest to takze moj dziennik, gdyz nie moglem sobie pozwolic
na prowadzenie takowego, a ponadto nie chcialem sie opierac na
rozproszonych notatkach. Jest to kronika, w ktorej zaznaczylem te
zdarzenia, ktore mnie osobiscie najbardziej dotknely. A przede
wszystkim jest to swiadectwo poswiecone pietnastu tysiacom zolnierzy
ONZ, ktorzy sluzyli i cierpieli pod moimi rozkazami.
 
NO. Czy, w rzeczy samej, ta "Kronika z Sarajewa" nie powinna sie zwac
"kronika bezsily"?
 
PM. Bezwzglednie nie! Oznaczaloby to, ze wszystkie dotychczasowe
wysilki zmierzajace do ustanowienia pokoju tam, gdzie to sie nie udalo,
sa prozne. A ja napisalem te ksiazke wlasnie, aby wykazac cos wrecz
przeciwnego i stwierdzic zgodnie z moim sumieniem, ze dzialania w Bosni
i Hercegowinie winny byc dalej prowadzone, gdyz sa one niezbedne.
 
NO. Tym niemniej kazdy ma w pamieci obrazy konwojow zablokowanych przez
kilku podnieconych wojownikow, albo przez demonstracje kobiet i
dzieci...
 
PM. W zeszlym roku, na poczatku mojej misji w Sarajewie, caly swiat
zgodnie twierdzil, ze nad poltora milionem ludzi wisi grozba
nieprzetrzymania zimy. Bylo wiele ofiar, zbyt wiele, ale ta zapowiadana
katastrofa nie nastapila.
 
   Tak, to prawda, w Srebrenicy i gdzie indziej zdarzaly mi sie
niekonczace przekomarzania, aby utorowac sobie droge. Ale co mialem
robic? Strzelac w tlum, przejezdzac czolgami po cialach kobiet?
 
NO. Pojechal pan do Sarajewa z misja bardziej humanitarna niz
polityczna. Czy byla to z panskiej strony akceptacja ograniczen
narzuconych panskiej misji?
 
PM. Wybor lezal w wylacznej kompetencji politykow. Rzecza wojskowego
bylo podporzadkowanie sie. Analizujac dyrektywy otrzymane od Narodow
Zjednoczonych znalazlem sie wobec slynnego pytania marszalka Focha: "O
co tu chodzi?" Stwierdzilem wraz z moimi oficerami, ze tu chodzi przede
wszystkim o pomoc ludziom w niebezpieczenstwie, a wiec o misje
zasadniczo humanitarna. Nawet, gdy pozniej polecono mi byc terenowym
ogniwem negocjacji politycznych w Genewie, nasza misja byla tutaj.
Wypelnilismy ja w pelnej zgodzie z ONZ, skad mielismy mandat i
dyrektywy.
 
NO. Panskie inicjatywy w terenie nie zawsze jednak uszczesliwialy
panskich zwierzchnikow w Nowym Jorku, czy Paryzu.
 
PM. Szczerze mowiac, wydaje mi sie, ze opowiada sie zbyt wiele glupstw
na ten temat. W Sarajewie jedynym moim zwierzchnikiem byl sekretarz
Generalny ONZ, p. Butros Gali, od ktorego otrzymywalem rozkazy. Jako
oficer francuski mialem takze obowiazek informowania mojego przelozonego
w hierarchii, admirala Lanxade. Nigdy nie mialem wrazenia, ze
kogokolwiek draznie, ani tez, jak niektorzy twierdzili, ze moje
dzialania byly rozwlekle, czy tchorzliwe.
 
   W zwiazku z powyzszym twierdze, ze w operacji wojskowej jedynie
biernosc jest nikczemna. A stosowanie sie zbyt doslowne i drobiazgowe do
regulaminow moze byc zacheta do biernosci. Zawsze bylem temu przeciw. I,
bez watpienia, wlasnie dlatego zainstalowalem sie w Sarajewie wbrew tym,
ktorzy mnie ostrzegali, ze bede oblegany i bezsilny. I pewnie dlatego
udalem sie do Srebrenicy, aby oszczedzic tragedii, choc byc moze nie
jest zadaniem generala korpusu armii znalezc sie na czele pietnasto-
osobowego patrolu na tamtych drogach...
 
NO. Czy chce pan w ten sposob podwazyc sposob funkcjonowania ONZ?
 
PM. Pomiedzy przeglosowaniem jakiejs uchwaly w Radzie Bezpieczenstwa i
jej wcieleniem w zycie w terenie uplywa okolo trzech miesiecy. To jest
o wiele za dlugo! Niezbednym wydaje mi sie przestudiowanie zasady, ze
Narody dysponuja rezerwuarem sil ludzkich i srodkow materialnych, ktore
moglyby byc rozlokowane w bardzo krotkim czasie.
 
NO. Niewiele panstw dysponuje takimi srodkami. Czy nie oznaczaloby to,
ze jedynie USA stana sie ramieniem zbrojnym ONZ?
 
PM. Nie, gdyz Amerykanie potrzebuja nas. Mozemy sobie wyobrazic pewna
specjalizacje wojskowa. To zreszta juz ma miejsce, np. piechota
francuska lub brytyjska, pojazdy i logistyka belgijskie, holenderskie
itp. Nie jestem pierwszym, ktory porusza ten temat.
 
NO. Czy to jest rzeczywiscie istotne? Czy w Bosni wszystko nie byloby o
wiele jasniejsze, gdyby od poczatku okreslono wyraznie agresora i
zdecydowano sie na prawdziwa interwencje zbrojna?
 
PM. Niedawna historia, Wietnam i Afganistan ucza nas, ze interwencja
wojskowa w trakcie wojny domowej, interwencja po czyjejkolwiek stronie
konczy sie niezmiennie katastrofa. Gdy mnie z innymi konsultowano w
sprawie przelamania blokady Sarajewa, odparlem, ze w istocie, bylo to
technicznie mozliwe w ciagu trzech miesiecy z sila ok. 20000 ludzi
odpowiednio uzbrojonych. Mozliwe, ale w jakim politycznym celu? I to
jest rzeczywistym problemem, wazniejszym niz ewentualne straty w
ludziach. Gdyz powtarzanie, ze taka operacja bylaby nadmiernie
ryzykowna, byloby oskarzaniem Blekitnych Helmow o tchorzostwo. Mozna
szydzic z mojego niepoprawnego optymizmu, ale ja mam slabosc do opinii,
ze nienawisc miedzy narodami nigdy nie jest az taka, zeby nie dalo sie
ich pogodzic. Tak wiec, nasza misja bylo zlagodzenie cierpien ludnosci,
przerwac polityke czystki etnicznej i stworzyc warunki do rekonstrukcji
pewnej harmonii, ktora istniala w tych panstwach przed wojna. A na pewno
nie poglebianie przepasci.
 
NO. W Genewie ostatnio dyskutuje sie o podziale Bosni, co nie przystaje
jakos do tej harmonii...
 
PM. Podzial jest zgoda, ze na terytorium, na ktorym jakas populacja
stanowi wiekszosc, sprawuje ona wladze. Jednak, w Bosni, mimo spustoszen
spowodowanych czystkami etnicznymi, rozdzielenie ludnosci nigdy nie
stalo sie faktem. Tak wiec, o ile nie przewiduje sie masowych migracji
ludnosci, podzial bedzie mozliwy tylko pod warunkiem zagwarantowania
praw mniejszosci. Probowac dla odmiany zamknac cala potege
demograficzna, np. Muzulmanow w hermetycznych granicach, byloby
wzieciem na siebie ryzyka stworzenia calych wykorzenionych pokolen,
ktore jak np. w strefie Gazy, nie marza o niczym innym, jak tylko o
odbiciu ziemi przodkow. I, miedzy innymi, daloby to fundamentalistom
islamskim szanse, ktorej nigdy w tym regionie nie mieli.
 
NO. W tym kontekscie pisze pan, ze prezydent Bosni ponosi takze istotna
czesc odpowiedzialnosci za pogorszenie sie warunkow zycia w Sarajewie.
Dlaczego?
 
PM. Darze glebokim szacunkiem prezydenta Izetbegovicia. Ale popelnil on
gruby blad polityczny opierajac zbyt dlugo cala swoja polityke na
idei miedzynarodowej interwencji zbrojnej, gdy powtarzalem mu, ze ona
nie nastapi. Podczas gdy Serbowie mieli w swoim czasie interes, aby
zamrozic scene i podpisac trwale zawieszenie broni, by skonsolidowac
swoje zdobycze, prezydent bosniacki chcial za wszelka cene uniknac status
quo. Byc moze pokladal nadmierna nadzieje w swoich bliskich
wspolpracownikach, ktorzy studiowali w USA i z Ameryka utrzymuja bliskie
stosunki. W ich duszy, skutkiem jakiegokolwiek uspokojenia sie w
Sarajewie byloby oddalenie sie perspektywy interwencji. Jak poruszyc
miedzynarodowa opinie publiczna, jesli zycie wraca do normy? No, a stad
juz blisko do propagandy, ktorej celem jest wzburzenie ludnosci
przeciwko Blekitnym Helmom i licznych aktow prowokacji, za ktore
Bosniacy tez sa odpowiedzialni.
 
NO. Po panskim wyjezdzie z Sarajewa szef sztabu glownego armii
bosniackiej zostal aresztowany, niektore oddzialy zostaly rozwiazane, i
mianowano nowego premiera. Czy pan aprobuje te decyzje?
 
PM. Jak najbardziej! Decyzje te oznaczaja, moim zdaniem, chec prezydenta
Izetbegovicia, aby zmusic szefow wojskowych do opracowania warunkow
pokoju. I skonczyc wreszcie z watazkami, ktorzy zbyt dlugo uchodzili za
wielkich obroncow miasta, gdy tymczasem zadowalali sie trzymaniem go na
celowniku. Zyczylbym sobie, aby Serbowie i Chorwaci poszli za tym
przykladem i zrobili porzadek w swoich szeregach. Inna pilna potrzeba
byloby skonczenie z tym ciaglym podwojnym jezykiem, ktory pozwala
wiekszosci odpowiedzialnych politykow wykazywac sie umiarkowaniem przy
stole negocjacyjnym i skrajnoscia wobec swoich stronnikow.
 
   Wlasciwie, aby pokoj stal sie mozliwy, uwazam szczerze, ze Bosnia
potrzebuje nowych ludzi, bardziej do przyjecia dla calosci wspolnoty.
Zyczmy sobie, aby Muzulmanin Izetbegovic, Serb Karadzic i Chorwat Boban
wzieli to sobie wreszcie do sumienia i przekazali wladze.
 
 
                       Wywiad prowadzili: Georges Buis i Henri Guirchoun
                       Tlum.: J. Karczmarczuk
 
------------------------------------------------------------------------

[Slowo tlumacza dyzurnego. Morillon jest jednym z najbardziej znanych
ludzi we Francji, przebil swoja popularnoscia wielu "top" politykow.
(Oczywiscie, po drugiej stronie Oceanu wiecej sie mowi o amerykanskim
pilocie helikoptera zestrzelonego w Somalii, z racji dwuznacznego
stanowiska USA wobec miedzynarodowych dzialan Francji: mieszaniny
lekcewazacej wyzszosci i kompleksu nizszosci kulturowej). Tak, czy
inaczej, Morillon stal sie elementem Historii Europy i trudno bedzie mu
to zabrac. Niewiele zdzialal militarnie, to prawda. A kto wiecej? Faktem
jest, ze dzieki niemu Francuzi, a takze mieszkancy innych krajow Europy
przejeli sie nieco bardziej losem Bosniakow. Nieco, niewiele bardziej,
ale zawsze. Moze wazniejsze jest, ze dzieki jego postawie, do paru
zakutych zjadaczy Camemberta (bratwurstow, hot-dogow, niepotrzebne
skreslic) dotarlo, ze smierc zolnierzy ONZ w Bosni, ze wydatki na pomoc
humanitarna itp. tez maja swoj sens, gdyz dotyka to istoty
czlowieczenstwa. Ze robic cos trzeba, nawet jesli wynik jest mizerny. W
tym sensie - wybaczcie nieco paranoidalne porownanie, ktorego jednak
sie nie wypre - Morillona mozna porownac do Matki Teresy z Kalkuty... W
kazdym razie biezace pokolenie Francuzow nie zapomni szybko generala,
ktoremu demonstracje Bosniakow uniemozliwily wyjazd z Srebrenicy,
zostal de facto zakladnikiem, po czym stwierdzil, ze on w takim razie
dobrowolnie zostaje i bedzie nadal sterowal konwojami.
 
Po powrocie z bylej Jugoslawii Morillon zostal "uziemiony". Zajmuje sie
wylacznie wojskiem, montuje Europejskie Sily Zbrojne i na ten drazliwy
temat wypowiada sie niechetnie. Bo, czy chcemy, czy nie, pytanie ktore
jest wtedy natychmiast stawiane brzmi: "a przeciw komu te sily,
hm?"...  Ale jego ambicje sa szersze i postanowil znowu sie przypomniec
publicznosci ta ksiazka. Nie mnie oceniac wlasciwa relacje miedzy jego
postawa zolnierza, ambicjami dowodcy, "mediatycznoscia" i prawem do
przemawiania do naszych sumien. Pragne jednak przypomniec Czytelnikom,
ze niedawno pewien duchowy przywodca ludzkosci stwierdzil explicite, ze
*nikt nic nie robi*, ze On, wzywajac do pokoju ma wrazenie "wolania na
pustyni". Najbardziej rozslawiona w Europie akcja przemawiania do
sumien ze strony Stolicy Apostolskiej dotyczyla gwaltow bandziorow
serbskich na kobietach muzulmanskich i wzywala te kobiety, aby
pozwolily urodzic sie dzieciom gwalcicieli. Tak tez mozna, kwestia
filozofii. Jurek Karczmarczuk]

_________________________________________________________________________
 
                           LIST DO REDAKCJI
                           ================
 
Szanowna Redakcjo;
 
Pragne serdecznie podziekowac za przetlumaczenie i wydrukowanie calosci
wywiadu z Janem Pawlem II. Podkreslam calosci, bo wstyd sie przyznac,
ale chyba pierwszy raz w zyciu przeczytalem jakas wypowiedz Papieza
wlasnie w calosci, a nie kilka zdan wyrwanych z kontekstu. Wywiad
wywarl na mnie bardzo pozytywne wrazenie, jakby zalapalem, ze z Watykanu
wciaz jeszcze plynie duzo madrosci. Jakby wziac ten wywiad punkt po
punkcie, to mozna by sie przyczepic tu tego, tu owego, ale jako calosc
wlasnie jest on dla mnie po prostu *madra* wypowiedzia. I krytykowac nie
tyle nie mam zamiaru, bo wlasnie nie mam co i po co. Duzo sie z tego
nauczylem, przede wszystkim tego, ze zeby krytykowac Papieza, trzeba
najpierw go spokojnie wysluchac, bo moze okazac sie, ze nie ma co
krytykowac.
 
Co do kapitalizmu, przy tak rozumianej definicji, jest to wynalazek
iscie potworny. Tylko, ze Europa Zachodnia juz nie jest
kapitalistyczna, wiec po co w swiecie postkomunistycznym znow od zera
mamy zaczynac? Znamy juz przeciez ryzyko :-)
 
Do "Rerum Novarum" kiedys z przyjemnoscia zagladne, do "Kapitalu" tez.
Jeszcze raz *wielkie* podziekowania dla redakcji za tlumaczenie!


                         Tomek Sendyka 
________________________________________________________________________
 
Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu
Adresy redaktorow:   krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek)
                     zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek)
                     karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk)
                     bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz)
stale wspolpracuje:  cieslak@ddagsi5.bitnet (Maciek Cieslak)
 
Copyright (C) by Mirek Bielewicz 1993. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.
 
Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.
 
Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP i gopher, adres:
 (128.32.162.54), directory:
/pub/polish/publications/Spojrzenia.
 
____________________________koniec numeru 91___________________________