Słowo wstępne

Przed paru laty zasłyszałem o zaskakującym eksperymencie: badacze próbowali odtworzyć dźwięk z rzymskich waz traktując je jak gdyby były płytami gramofonowymi. Krucha, lecz pociągająca przesłanka sugerowała, że obracanie i formowanie gliny na kole garncarskim mogło być procesem nagrywania dźwięków z rzymskiego warsztatu.

Przeróżne próby przedzierania się falami przez warstwy ziemi, mułu czy budowli są wyrazem tej samej ciekawości: „jaką była przeszłość?” To, co mamy za teraźniejszość, mija niezauważalnie i prawie zawsze stwierdzenia „tak było” są wariacjami na ten sam tragiczny temat: nie pamiętam.

Czytając wspomnienia Bolesława Gleichgewichta mam wrażenie, że słyszę autentyczny dźwięk sprzed 65 lat. W słowie wstępnym do pierwszego tomu jego fascynującej narracji przypominałem kim w środowisku wrocławskiej matematyki był ich autor. Rozmowy z nim z ostatnich czasów przekonują mnie, że gdybym bliżej go znał, jeszcze bardziej bym go cenił i szanował. Dlatego jest dla mnie wielką przyjemnością jego przyzwolenie na przedstawienie tu kontynuacji jego wspomnień.

Nie znam osobistości mogących napisać literacki wstęp i których sława przyciągnęłyby czytelników. Dlatego proszę zadowolić się uwagami jego młodszego instytutowego kolegi. Otóż pan Bolesław ma absolutny słuch. Nie chodzi mi o wysokość dźwięku ale o osadzenie go w czasie i sytuacji. Gdy pisze, że x powiedział b, jestem głęboko przekonany, że był to x i że powiedział dokładnie b. Ale jest tu nie tylko zapis z przeszłości, a także mądra i uczciwa selekcja z zachowanych przez wspaniałą pamięć zdarzeń.

Po rozpadzie komuny pojawiło się w Polsce mnóstwo wspomnień i opracowań. Bez wątpienia, część ich zawiera niebanalne wartości – ale ta książka ma parę zalet, trudnych do odszukania gdzie indziej. Ona nie jest próbą poprawienia przeszłości czy ustalenia znaczenia autora. Gdy pojawiają się komentarze, jesteśmy o tym uprzedzeni. Pan Gleichgewicht nie tworzy literatury, kondensując i skraplając, przetasowując losy i okresy. Czysta, przedestylowana przez inteligencję i poczucie humoru relacja mówi wiele o ponurym świecie, który odchodząc w przeszłość, zawisł moralną spuścizną nad naszą przyszłością.

W przygotowaniu tej internetowej edycji z maszynopisu autorskiego (a prawdę mówiąc, z kseroksu kseroksu maszynopisu) cenną jest mi nieograniczona pomoc redaktorska, której udziela Branley Zeichner. W ten sposób, bez słowa, wyraża on praktycznym działaniem szacunek i ciepłe uczucia dla pana Bolesława. Otóż Bralek, nim go ciemniaki złapały w marcu 1968 i zapeklowały do więzienia, był studentem wrocławskiej matematyki i przez trzy semestry miał zajęcia z ówczesnym doktorem Gleichgewichtem. Gdy dowiedział się teraz, że mam maszynopis drugiego tomu, zaoferował swoją pomoc. Jego staranna korekta tekstu przeniesionego na komputer jest nieoceniona i składam mu jak najserdeczniejsze podziękowania.

Jest tu (może niestosowna u matematyka) doza zauroczenia szczególnymi datami – bo rozdziały XVI-XX pojawiły się w Sieci pierwszego stycznia 2007 roku.

Andrzej Solecki

Florianópolis, 1/I/2007